Istotnym dopełnieniem każdego wyjazdu jest pogoda. W ostatnią sobotę afrykański żar lejący się z nieba wspaniale się wkomponował w emocjonalny odbiór wrażeń z pobytu w jednym z niewielu europejskich ogrodów zoologicznych typu safari w Dvur Kralove.
Głównym celem naszej czysto czeskiej eskapady było zwiedzenie południowej bramy do Czeskiego Raju miasteczka Jiczin. Miejscowość jest położona pod majestatyczną górą Tabor, która przypomina krwawe wojny husyckie oraz wojnę 1866 roku miedzy Austrią i Prusami o hegemonię w krajach niemieckich. Miasteczko jest pięknym przykładem połączenia nowoczesnej architektury, nawet socjarealistycznej, z historycznym starym miastem. Największe wrażenie na uczestnikach wycieczki wywarła wielkość i piękno miejskiego rynku, którego dominantą jest elewacja pałacu Albrechta Wallensteina – cesarskiego generała z okresu wojny trzydziestoletniej. Budowla wzniesiona przez włoskich architektów zgrabnie łączy stylistykę późnego renesansu i baroku a była najpiękniejszą rezydencją generała w jego frydlanckim państwie. Myśmy jednak wytrwale podążali w kierunku szewcowiny czyli pracowni szewskiej Rumcajsa – bohatera czeskiej bajki dla dzieci, którego przygody umiejscowiono w samym mieście i czarownej okolicy. Przed obiektem spotkaliśmy samego rozbójnika, którego nikt nie ścigał, a Hanka dostarczyła pełnej satysfakcji naszym fotografikom. Pobyt w pracowni można skojarzyć z sauną. Z czoła spadały kaskady potu i każdy marzył o wyjściu na słońce. Ochłodę przyniosła wędrówka po dziedzińcach pałacowych w kroplach ożywczej fontanny. Dvur Kralowe to równie stara miejscowość będąca wianem czeskich władczyń w której od 1946 roku powstawał ogród zoologiczny. Priorytetem projektu było zgromadzenie pełnej reprezentacji gatunkowej afrykańskiej fauny. W 1989 roku część ogrodu przekształcono w ekspozycje typu safari. Musieliśmy zmienić swoje doznania wizualne i przenieść się z czasów średniowiecznej Europy do serca krainy afrykańskich stepów i sawanny – Serengeti. Z przewodnikiem w ręku ruszyliśmy na podbój tej krainy prowadzeni bardziej ciekawością dzieci niż poradami i mapami książeczki. Za pomocą zebrowatego autobusu poznaliśmy roślinożerców stepów afrykańskich. Trasy zwiedzania oferują różnorodne miniparki rozrywki dla dzieci, dlatego dorośli muszą się nastawić na niezły maraton uzależniony od energii swoich pociech. Zakończyliśmy pobyt tuż przed zamknięciem ogrodu zmęczeni i spragnieni. Czeska Afryka pożegnała nas kropelkami stepowego deszczu i dźwiękami murzyńskich tam-tamów. Muzykami nie byli jednak wysocy i smukli Masajowie lecz grubokościści Nigeryjczycy lub Kameruńczycy z uśmiechem od ucha do ucha. I ten swobodny a zarazem radosny „grymas” naszej twarzy był wyrazem podziękowania za wspólnie przeżytą turystyczną sobotę na pięknej i interesującej ziemi czeskiej.
Zbigniew Babiak
Str. 11 w numerze 342 tygodnika „Noworudzianin” dostępny w archiwum.
Numer 342
10-23 sierpnia 2018 r.