Dzisiaj mija 26 rocznica śmierci ks. Zdzisława Ostapiuka, noworudzkiego dziekana w latach 1969-1992. Z kolei 24 marca minęła 53 rocznica śmierci ks. Michała Białowąsa, dziekana w latach 1949-1953 i 1957-1965
Z tej samej wsi co ks. Białowąs pochodzi o. Wenanty Katarzyniec. Obydów (dzisiaj ok. 230 mieszkańców, kiedyś ponad 700) na Kresach Wschodnich wydał czterech kapłanów: dwóch braci Michała i Kazimierza Białowąsów, ich kuzyna ks. Zygmunta Białowąsa i ojca Wenantego Katarzyńca.
Św. Maksymilian Kolbe, który bardzo cenił sobie przyjaźń z o. Wenantym i któremu wiele zawdzięczał, tak określił jego postawę: „O. Wenanty nie silił się na rzeczy nadzwyczajne, ale zwyczajne wykonywał w sposób nadzwyczajny”.
Wenanty Katarzyniec, kapłan z zakonu o. franciszkanów (Bracia Mniejsi Konwentualni), urodził się 7 października 1889 roku we wsi Obydów, oddalonej o 4 km od rodzinnej parafii Kamionka Strumiłłowa, leżącej wówczas w zaborze austriackim, a po 1918 roku należącej administracyjnie do województwa tarnopolskiego, na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej (dziś Kamionka Buska na Ukrainie).
Na chrzcie świętym otrzymał imię Józef. Od wczesnych lat „był dla rodziców – jak zeznaje jego proboszcz – istną pociechą”, zawsze posłuszny i pracowity, przy tym pobożny i skromny. Pasąc krowy śpiewał pieśni nabożne lub odmawiał różaniec, a przy okazji apostołował wśród rówieśników.
W siódmym roku życia zaczął uczęszczać do szkoły podstawowej. Pierwszy rok uczył się w miejscowej szkółce, a potem przez pięć lat chodził do odległej o 4 km Kamionki. Marzył o poświęceniu się na służbę Bożą, ale nie mogąc, z powodu biedy, udać się do seminarium duchownego, kształcił się rok w szkole wydziałowej w Radziechowie, a przez cztery następne lata (1904/5-1907/8) w seminarium nauczycielskim we Lwowie. Na życie i naukę czerpał ze stypendium i z korepetycji. Dzięki swym niepospolitym zdolnościom i niespotykanej pilności otrzymywał zawsze chwalebne świadectwa.
W 1907 r. zapukał do klasztoru franciszkańskiego we Lwowie i poprosił o przyjęcie go do zakonu. Przełożony wystawił go na próbę, bo polecił mu skończyć wpierw szkołę średnią i nauczyć się łaciny, której dotąd nie przerabiał. Po roku Katarzyniec przyniósł mu świadectwo dojrzałości z odznaczeniem, a na egzaminie z łaciny potrafił tłumaczyć nawet Cezara i Cycerona.
25.08.1908 r. otrzymał we Lwowie habit zakonny wraz z nowym imieniem: Wenanty i rozpoczął roczny nowicjat, po którym złożył śluby zakonne. Studia filozoficzno-teologiczne odbywał w seminarium zakonnym w Krakowie. Przez szereg lat był duszą kółka kleryckiego „Zelus Seraphicus” jako jego sekretarz, a potem prezes. Wygłosił wiele referatów, zwłaszcza o Niepokalanej. Wielu kleryków pociągnął do Arcybractwa Adoracji Najświętszego Sakramentu, a sam co godzinę zjawiał się przed tabernakulum.
2.06.1914 r. o. Wenanty otrzymał święcenia kapłańskie. Zawiadamiając o nich rodziców, na pół roku przedtem, pisał: „Obym je przyjął jak najgodniej! Proście ze mną Pana Boga o to, żebym, jeżeli mam zostać kapłanem, był dobrym i świątobliwym kapłanem”. Wkrótce jego rodzinna wioska, do której zawitał na prymicje, mogła się przekonać o jego dobroci. Wybuchła wówczas wojna, a on w czasie przesuwającego się frontu stał się aniołem pocieszycielem dla rodaków.
We wrześniu tegoż roku stanął do pracy duszpasterskiej w parafii franciszkańskiej w Czyszkach pod Lwowem. Choć rok tu tylko pracował, zdobył sobie najwyższe uznanie parafian i proboszcza. „Śmiało mogę powiedzieć – oświadczył ten ostatni – iż w moim życiu czterdziestoletnim w zakonie poza o. Wenantym nie spotkałem tak wyrobionego charakteru… To kapłan według Serca Bożego”. Okazał się doskonałym kaznodzieją, dobrym spowiednikiem i świetnym wychowawcą dzieci. Najchętniej wyjeżdżał do chorych, nie zważając na grasujące wówczas choroby zakaźne.
W sierpniu 1915 roku przełożeni odwołali go do Lwowa, gdzie mu powierzyli odpowiedzialny obowiązek magistra kleryków nowicjuszów, a wkrótce i profesów. Miał wiele pracy w seminarium zakonnym, bo na nowicjacie uczył kandydatów zakonności i uzupełniał ich studia gimnazjalne, a starszym klerykom wykładał filozofię i język grecki, mimo to chętnie przyjął jeszcze obowiązek prefekta braci zakonnych, podejmował się też pracy kościelnej, głosząc często kazania i długie godziny spędzając w konfesjonale, nadto udzielał się na zewnątrz, wykładając katechizm nowicjuszkom Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi oraz spowiadając chorych i kaleki w zakładzie sióstr józefitek przy ulicy Kurkowej. Jedna z tych penitentek, pozbawiona obydwu nóg, opowiada: „Gorycze, zwątpienia: wszystko potrafił dobrocią ukoić! Zawsze po spowiedzi przed nim odbytej, owładał duszą błogi pokój: czułam że spowiadałam się u świętego”. Znajdował jeszcze czas do pisania artykułów do „Gazety Kościelnej”, a redaktor widząc, jak są one poczytne, wołał: „Więcej! Jeszcze więcej!” Wciąż studiował, zwłaszcza Katechizm Soboru Trydenckiego, twierdząc, że tam można wszystko tyczące wiary znaleźć. Nie tracił ani chwilki czasu. (c.d.n.)
www.wenanty.pl
Str. 13 w numerze 346 tygodnika „Noworudzianin” dostępny w archiwum.
Numer 346
14-20 września 2018 r.