Standardowo już w połowie września wybrałem się na XXIV Międzynarodowy Bieg Uliczny w Twardogórze. Tym razem nastawienie miałem wojownicze. Wzmocniony ostatnimi, dobrymi rezultatami liczyłem na zacny wynik. No, nie powiem (uprzedzając fakty) założenia udało się spełnić w 100%. Sam bieg, w swojej formie, nie zmienił się znacząco od ubiegłego roku. Jedyną nowością był fakt, że tym razem biuro zawodów nie mieściło się w ratuszu, ale pod namiotem przy jego ścianie. W sumie zmiana korzystna, wszystko co związane z biegiem (jedzenie, biuro, miejsce nagradzania) było koło siebie. Prościej trafić. Czynności około biegowe poszły sprawnie, popatrzyliśmy z żoną na biegi poprzedzające (dzieci różnych kategorii, bieg mieszkańców) i pozostało czekać na start. Trochę obawy budziła we mnie pogoda. Niezwykłe (jak na ten bieg), ale dzień był słoneczny, ciepły. Pojawił się stres, czy nie wpłynie to na słabszą moją dyspozycję, ale cóż zrobić… walczyć chciałem i tak. Rozgrzewka dokonana i do strefy startowej. W strefie zająłem miejsce w pierwszej połówce stawki, odliczanie i lecimy. Początek, wiadomo, pod górkę, szybko poszło i jeszcze bez zwolnienia. Za kościołem pierwszy punkt nawadniający. Minąłem go i pora było trochę podkręcić tempo. Lekkie wypłaszczenie, kawałeczek znów pod górę i mój ulubiony fragment – z górki. Ładnie, tempo trzymałem poniżej 5 min. Praktycznie cały bieg (5 okrążeń) tym razem utrzymałem biegnąc poniżej 5 min/km. Najsłabiej na 8 km zwolniłem do 5:02, ale w końcówce wykrzesałem z siebie jeszcze resztkę sił i znów z przodu pojawiło się 4. Dla ciekawych, tak wyglądało to w szczególe: 01 – 4:25, 02 – 4:24 (najszybciej), 03 – 4:31, 04 – 4:47, 05 – 4:42, 06 – 4:52, 07 – 4:46, 08 – 5:02 (najwolniej), 09 – 4:44, 10 – 2:31 (no niestety, wyszło około 0,5 km, bo taka trasa).
Świetnie. Na mecie (oficjalnie) zameldowałem się z czasem 44:49 min. Wow, pobiłem swój rekord na tej trasie. Najszybciej, chyba w 2016 roku zrobiłem 47:29 min. Ogólnie można przyjąć, że jest to też mój najszybszy bieg na 10 w mojej karierze. Szkoda trochę, że trasa w Twardogórze nie ma pełnych 10 km, ciężko trochę wyczuć ile by było naprawdę przy atestowanym dystansie. Ogólnie, Twardogóra to bieg specyficzny. Ten całkiem dobry wynik pozwolił mi tylko na zajęcie 63 miejsca z 90 sklasyfikowanych. W swojej kategorii M40 byłem 16. Pochwalić należy w tym momencie moją żonę, która przełamała się trochę i też pobiegła. Około 6 km zrobiła w 34:58, co, jak na jej trening, jest też rezultatem bardzo dobrym. Na osłodę wysiłku udało się nam obojgu wylosować różne drobiazgi w loterii, więc zadowoleni mogliśmy wrócić do domu. Na sam koniec parę uwag o plusach i minusach imprezy, jakie zanotowałem:
MINUSY
– tylko 1 toj-toj na rynku, trzeba było czekać w kolejce,
– kasa $$. Pisałem o tym nie raz. Twardogórzanie płacą za miejsca w OPEN i kategoriach. Ściągnęło to jednego czarnoskórego zawodnika i wielki team Ukraińców. W OPEN mężczyzn, pierwsze 6 miejsc należało do nich! W biegach kobiet podobnie. Co lepsze, sporo ich też wygrało również w kategoriach wiekowych. I to np. M 20-30-40, K-40.No, przyznam się, że takiej sytuacji nie kojarzę z innych biegów. Cóż, Polacy mogli biegać szybciej, ale jednak uważam za mało sprawiedliwe rywalizowanie amatorów, z – nie ukrywajmy – profesjonalistami. A wiadomo, że Kenijczycy, Ukraińcy z biegów żyją.
PLUSY
– organizacja sprawna, wszystko jasne, proste do zlokalizowania,
– mnóstwo dzieci na startach wcześniejszych. Aż im medali i koszulek zabrakło. Nie wiem jak to zrobili, ale oby tak dalej! Może w przyszłości część z nich będzie biegać dalej.
Za rok pewnie też tu się wybiorę. Może jak zdrowie pozwoli, to będzie bliżej 40.
Rafał Caban
Str. 29 w numerze 348 tygodnika „Noworudzianin” dostępnym w archiwum.
Numer 348
28 września – 4 października 2018 r.