Opowieść o dobrych i złych przyzwyczajeniach
Przyzwyczajenie (nawyk) – tak po prostu, to „mechaniczne” wykonywanie określonych czynności w określonych sytuacjach
Tak bardziej naukowo, to nabyta, zautomatyzowana skłonność do wykonywania jakiejś czynności, którą nabywa się w wyniku ćwiczeń (świadomego uczenia się) – głównie przez powtarzanie. I jak zapewniała nas Beata Kras na wspólnym, poniedziałkowym (22 października) spotkaniu, zupełnie nie wymaga od nas silnej woli. No tak. Wystarczy przecież się przyzwyczaić. Pierwsze nawyki wyrabiają w nas rodzice – że trzeba umyć ząbki, umyć rączki przed jedzeniem czy po wyjściu z toalety, że nie rozkładamy łokci na stole przy jedzeniu i wiele innych. Nawyki wyrabiamy w sobie stopniowo, w miarę potrzeby i w zależności od sytuacji w jakich bywamy. Np. kiedy wychodzimy z domu rutynowo zamykamy drzwi – zamek górny, zamek dolny, sprawdzamy klamką, czy zamknięte i klucze chowamy do torebki. Ta czynność jest wykonywana tak rutynowo, że często w chwilę potem zupełnie nie pamiętamy, czy te drzwi zamknęliśmy czy nie – chociaż klucze tkwią w torebce. Ileż to razy wracamy, żeby sprawdzić… Ale przyzwyczajenia mogą być też złe, niekorzystne choćby dla naszego zdrowia. No bo weźmy na przykład podjadanie. Tu jabłuszko, tam ciasteczko, albo cukierek, a może kilka orzeszków, albo rodzynek. A centymetry tu i ówdzie przybywają. Albo namiętne siedzenie przed telewizorem – jeszcze trochę i zapomnimy jak fajnie świeci słonko i powiewa lekki wietrzyk w lecie, albo jak pięknie może być w zimie. Te złe nawyki można zmienić. I tu właśnie wymagana jest silna wola, chęć dokonania takiej zmiany, stopniowość i systematyczność. Takie dobre postanowienia podejmujemy najczęściej w Nowy Rok, albo przy jakichś innych życiowych okazjach. Zwykle będziemy się odchudzać, rzucimy palenie, przestaniemy podjadać, no i oczywiście będziemy chodzić na długie spacery, no może jeszcze na siłownię lub basen. No więc zaczynamy się odchudzać od następnego dnia jedząc wyłącznie sałatę z jogurtem. W efekcie po dwóch dniach jesteśmy skłonni zjeść własne palce i w nosie mamy odchudzanie. Aby nie podjadać, przestajemy kupować łakocie. Super. Kilka dni udaje nam się wytrzymać. No to należy nam się przecież nagroda – więc fundujemy sobie ukochane ciasteczka! Jeszcze gorzej z aktywnością ruchową. Ochoczo wstajemy z fotela, ubieramy adidasy, kijki w ręce i maszerujemy. Przelecieliśmy 10 km dumni ze swego wyczynu, ktoś inny przepłynął 40 basenów, a jeszcze inny wyciskał ostatnie poty na siłowni. Efekt? Na drugi dzień wstać nie można, wszystko boli i człowiek jest wykończony. I oczywiście twierdzi, że to wszystko jest do bani. A to trzeba robić wszystko stopniowo. Na spacer (i to nie biegiem) pójść na godzinkę, na początek przepłynąć kilka basenów, na siłowni też zacząć od lżejszych ćwiczeń, „podjadki” likwidować stopniowo, tak jak i stopniowo eliminować nadmierne ilości jedzenia z posiłków. Ktoś powie, że to wszystko będzie trwało latami. Nieprawda. Eksperci twierdzą, że wprowadzenie nowego nawyku w życie trwa mniej więcej od 20 do 70 dni. W praktyce często wystarczy tych dni około 30. Może więc warto spróbować? Powodzenia!
Anna Szczepan
Noworudzki Uniwersytet Trzeciego Wieku
Str. 11 w numerze 352 tygodnika „Noworudzianin” dostępnym w archiwum.
Numer 352
26 października –
– 1 listopada 2018 r.