W upalne, sobotnie popołudnie (29 czerwca) z przyjemnością wsiadaliśmy do schłodzonego „Smilebusa” i po dwóch szybkich godzinach już byliśmy we Wrocławiu. Teoretyczne przygotowanie do sztuki, jaką mieliśmy obejrzeć w Teatrze Kameralnym zrobiła jak zwykle nasza koleżanka Jola (już stało się to tradycją), a babcia (też nasza koleżanka) Martyny Witowskiej opowiedziała o początkach jej zainteresowań teatrem. No i okazało się, że Martyna – jako mała dziewczynka, pierwsze swoje występy aktorskie trenowała z Babcią Basią przedstawiając Robin Hooda. Przed spektaklem wystarczyło czasu na krótki spacer po zawsze tak samo uroczym wrocławskim rynku, na mrożoną kawę, dobre lody i chwile pogaduszek pod kawiarnianymi parasolami. Na widowni Sceny Kameralnej Teatru Polskiego stawiliśmy się oczywiście punktualnie. „Francuska Niespodzianka Jeana Poiret (paryżanin, był lubianym autorem, aktorem, reżyserem i scenarzystą), którą właśnie zamierzaliśmy obejrzeć, to komedia (a może nawet farsa czy francuska bulwarówka) na temat ograny i stary jak świat – czyli zdrady małżeńskiej. Ale komizm słowny, sytuacyjny, wartka akcja i pokazanie „sprawy” z punktu widzenia żony działającej zupełnie nieszablonowo, czyni tę sztukę godną obejrzenia. Dziwna żona przyłapując męża na zdradzie, nie żąda bowiem rozwodu, ale tak kieruje biegiem wydarzeń, że mąż staje się ofiarą własnych kłamstw. Taka sytuacja mogła się oczywiście wydarzyć w każdym miejscu na ziemi, ale za oknem widać było wieżę Eifla, bohaterowie nosili francuskie imiona a w tle pobrzmiewała francuska muzyka Marcina Patryka, kompozytora i aranżera muzyki teatralnej. Więc jeżeli rzecz się działa we Francji, to niespodzianka musiała być francuska…
Noworudzki UTW
Anna Szczepan
fot. J. Redlicki