Giselle – cudowna klasyka baletu
Patrząc na lekkie skoki, piruety i inne taneczne pas, aż wierzyć się nie chce, że balet wywodzi się z renesansowych tańców dworskich, kiedy to kobiety spowite były w długie, ciężkie suknie i właściwie nawet o drobnych podskokach nie mogło być mowy. Początkowo więc balet opierał się w zasadzie wyłącznie na kombinacji kroków. Dopiero wiek XVIII przyniósł nieco „odwilży” w strojach (krótsze suknie potem trykoty), a wiek XIX stworzył zasady tańca klasycznego (baletu) tworząc jakby „katalog” dokładnie opisanych ruchów ciała nazwanych terminologią francuską. No i pojawiły się baletki z usztywnionymi noskami (pointy), które dawały możliwości tańca na czubkach palców. Taki cudowny taniec na czubkach palców ubranych w zwiewne stroje tancerek, podziwialiśmy w przedstawieniu Giselle Adolphe Adama w Operze Wrocławskiej w niedzielę (3 listopada), siedząc wygodnie w pierwszym rzędzie widowni. Sama treść baletu oparta na starej legendzie (opisanej przez Heinricha Heinego), po teoretycznym przygotowaniu – jak zwykle – przez naszą koleżankę Jolę, była nad wyraz łatwa do odczytania.
Zabawa w czasie święta winobrania jest okazją do wyznań miłosnych, ale też do mistyfikacji, zazdrości i zdrady. Giselle – młoda dziewczyna, pojmując że została oszukana przez ukochanego Alberta, umiera i staje się willidą (willidy – duchy zmarłych z nieszczęśliwej miłości dziewcząt). Jej miłość zwyciężyła jednak wielkie poczucie żalu i zdradę. I kiedy inne willidy otaczają Alberta przy grobie ukochanej chcąc się zemścić, Giselle wraca na chwilę na ziemię i ratuje z opresji tańcząc z nim do świtu, kiedy niszcząca moc willid przestaje działać. Romantyczna historia zachwycająca nie tyle treścią ile formą jej przekazania – czyli fantastycznym, klasycznym tańcem pozostawiła niezapomniane wrażenia.
Noworudzki UTW
Anna Szczepan
fot. A.Szczepan