Grudniowy weekend
Co prawda prognozy pogodowe w grudniowy weekend (7,8 grudnia) nie były najlepsze, ale nie przeszkodziło to grupie turystycznej ani wyruszyć na rajd ani pojechać na wycieczkę. W sobotę, ponad trzydziestoosobowa grupa AniKije Noworudzkiego UTW stawiła się przy MOK w Nowej Rudzie na starcie VI Rajdu Barbórkowego organizowanego przez Noworudzkie Koło PTTK im. „Gwarków Noworudzkich”. Barbórkowy Rajd jak zwykle był imprezą międzypokoleniową. Tak więc górniczymi śladami kroczyli gwarkowie, studenci seniorzy i dzieci oraz turyści z zaprzyjaźnionych Kół PTTK Oddziału „Ziemi Kłodzkiej”. Hymn górniczy został wysłuchany, symboliczny znicz pamięci górników zapalony, okolicznościowe znaczki rozdane i górniczy marsz wyruszył na trasę pod wodzą Honorowych Sztygarów Zmianowych – kol. Andrzeja w galowym mundurze i kol. Edka z górniczą flagą. Minęliśmy pozostałości dawnego pola górniczego w centrum miasta, przeszliśmy ulicą Słoneczną po nowej trasie spacerowo-rowerowej, zostawiliśmy po drodze Zakłady Górnicze czerwonego piaskowca, dawne pole górnicze przy Zielonej Dolinie, zerknęliśmy na Kopalnię Surowców Skalnych „Gabro” w Słupcu (niektórzy mówią, że chcieliby taki widok mieć z okien) i dotarliśmy do Pomnika Trudu Górniczego na Oś. Wojska Polskiego. Tu zapalony został kolejny znicz dla pamięci górniczej noworudzkiej braci. Jeszcze chwila drogi i stanęliśmy przy szybie Nowy I, gdzie zakończyła sie trasa rajdu. Na „coś ciepłego” zeszliśmy do restauracji „Nowa Renoma”, gdzie po licznych konkursach dla dzieci i dorosłych nastąpiło oficjalne zakończenie VI Rajdu Barbórkowego.
Kiedy następnego dnia (niedziela) zmęczeni rajdowicze odpoczywali, niezmordowani wycieczkowicze NUTW z samego rana zapakowali się do „uśmiechniętego” busa i z naszym Adasiem za kierownicą pojechali do Poznania. A powodów ku temu było kilka: na poznańskim, świątecznym jarmarku odbywał się właśnie festiwal rzeźb lodowych, niedawno otwarte Muzeum Pyry też koniecznie musieliśmy zwiedzić a i do Poznańskiej Fary oraz kościoła św. Antoniego Padewskiego trzeba było zajrzeć. No i bardzo chcieliśmy się spotkać z Agnieszką Śnieżek, naszą bardzo zaprzyjaźnioną przewodniczką i posłuchać jej opowieści (lekkiej lekcji historii) o Poznaniu. Na Rynku przywitały nas trykające się koziołki ubrane w okolicznościowe mikołajowe sukienki. A skąd koziołki na poznańskim ratuszu opowiada legenda (jest ich zresztą kilka). Koziołki miały uratować ucztę wydaną z okazji zawieszenia zegara na wieży, na której głównym daniem miał być pieczony jeleń, ale się spalił. Pieczeń więc miała być z koziołków. Ale sprytne koziołki, przeczuwając jednak, co się święci, wyrwały się kucharzom i uciekły schodami wprost na ratuszową wieżę i wskoczyły na gzyms nad zegarem. Oczom tłumu ukazał się niecodzienny widok – przestraszone koziołki zaczęły na zegarze trykać się rogami. Rozbawiło to wszystkich z wojewodą włącznie i wszystkie winy kuchcikom zostały darowane, a zdarzenie jest upamiętniane do dnia dzisiejszego. Pokręciliśmy się trochę po jarmarku, zaglądając tu i ówdzie do jarmarcznych budek i słuchając opowieści o tzw. budniczych domkach – rzadko spotykanych zabytkach zabudowy handlowej. Na dłuższą chwilę zatrzymujemy się przy tworzonych na naszych oczach lodowych rzeźbach. W ruchu są piły, jakieś dłuta, wiertarki i inne zupełnie dziwne narzędzia ale z brył lodu wyłaniają się piękne kształty. Tymczasem wabi nas piękna fasada Poznańskiej Fary. Bogato zdobiona barokowa budowla z równie bogato zdobionym wnętrzem, uznawana za jeden z największych i najpiękniejszych kościołów barokowych, też ma swoją legendę związaną z XIX – to wiecznymi organami. Ponoć od czasu do czasu (ostatnio w 2000 roku?) zjawia się tajemnicza dama w czarnej sukni, będąca duchem ofiarodawczyni rzeczonych organów… Poznański Zamek Królewski oglądamy tylko z zewnątrz. Powstał najprawdopodobniej w XIII wieku wzniesiony przez Przemysła II, księcia poznańskiego, wielkopolskiego i nawet krakowskiego, a wreszcie przez rok króla Polski. Z ciekawością słuchamy kolejnej legendy – tym razem o powstaniu wzgórza zamkowego – no bo skąd na nizinie górka? Ano za sprawą diabłów, które postanowiły wrzucić olbrzymi kamień w nurty Warty i zatopić miasto (bo szatanom bardzo się nie podobała katedra…), ale im się nie udało i z kamienia zrobiło się wzgórze. Stojący naprzeciw zamku kościół św. Antoniego Padewskiego zachwycił swoim wnętrzem i obrazem Matki Bożej w Cudy Wielmożnej Matki Poznania. Lokalnymi specjałami posilamy się w Bamberce (było pysznie, choć może ciut za słono) i w Muzeum Pyry zdobywamy całą wiedzę o naszym ziemniaku. Zwiedzanie zaczyna się bardzo nietypowo, bo od warsztatów przygotowania pieczonego ziemniaka. Kiedy nasz ziemniak się piecze, my słuchamy historii jak to z tym ziemniakiem było. Że przybył do Europy z Pizzarem, że na początku był traktowany jako roślina ozdobna a zjedzenie surowej bulwy najczęściej wywoływało chorobę. Dopiero upieczone przez przypadek pokazały jakie są smaczne. Do Polski dotarły w wieku XVII i pozostają z nami do dzisiaj, a najlepsze dania z ziemniaka można zjeść w Wielkopolsce. Muzeum żegnamy z gorącym ziemniakiem w torebeczce. Jeszcze szybki rzut oka na iluminacje jarmarkowe i gotowe, oświetlone lodowe rzeźby i wyjeżdżamy z miasta pełnego legend. Powrót do Poznania jest już właściwie zaplanowany.
Noworudzki UTW
Anna Szczepan
fot. A.Szczepan, J.Redlicki