18-letnia Julia Kuczała walczy ze złośliwym guzem mózgu – pineoblastomą
Julia Kuczała zaczęła chorować w kwietniu tego roku. Rankami męczyły ją nudności, bóle głowy. Rodzina myślała, że to problemy żołądkowe, ale zaczęło się to zbyt często powtarzać, co bardzo zaniepokoiło rodziców.
– Gdy po raz trzeci Julię złapały takie poranne wymioty uznaliśmy, że trzeba działać. Tym bardziej, że właśnie wtedy córka się poskarżyła na to, że widzi podwójnie. Trafiliśmy do neurologa, ale ten uznał, że to migrena i powiedział, że nie powinniśmy się martwić – wspomina Monika Stelmaszuk-Kuczała, mama Julii. – Na naszą prośbę lekarz wypisał nam skierowanie na rezonans, ale powiedział, że możemy sobie go na spokojnie w przyszłości zrobić. Nie widział szczególnych wskazań. Nam jednak nie dawało to spokoju, więc mimo że była pandemia, to stanęliśmy na głowie, żeby znaleźć w Wałbrzychu pracownię rezonansu i jak najszybciej przebadać córkę.
Rezonans wykazał, że Julia ma w głowie guza.
– Udało nam się na znaleźć radiologa, który od razu zobaczył skany i powiedział, że natychmiast powinniśmy jechać do Wrocławia na oddział neurochirurgii. Pojechaliśmy tam tak, jak staliśmy, nie chcieliśmy stracić ani minuty – opowiada Monika Stelmaszuk-Kuczała.
W szpitalu początkowo nie chcieli Julii przyjąć. Mówili, że guz wcale nie musi być groźny. Ostatecznie Julia trafiła na neurochirurgię. Ze względu na epidemię musiała zostać w szpitalu zupełnie sama…
– Pękły nam serca, gdy musieliśmy wrócić do domu i zostawić naszą córkę. Potem każdego dnia jeździliśmy do szpitala ponad 100 kilometrów tylko po to, żeby mogła nas zobaczyć przez okno, żeby pomachać jej i dodać otuchy. Codziennie rozmawiałam z nią przez telefon nawet do 4 nad ranem. O wizytach nie było mowy, więc robiliśmy wszystko, żeby czuła, że jesteśmy cały czas z nią – opowiada mama Julii.
Po kilku dniach Julia przeszła operację, podczas której lekarze pobrali próbki guza do badań.
– I to również dzielnie zniosła. Wtedy zobaczyłam, że ta moja delikatna i wrażliwa córeczka jest niesamowicie silna. Że samodzielnie pokonała ogromne, ogromne wyzwanie. Dlatego byłam z niej dumna, ale też przerażona, że tak wygląda jej wejście w dorosłość – tłumaczy Monika Stelmaszuk-Kuczała.
Po kilku dniach od operacji Julia została wypisana ze szpitala, ale było wiadomo, że to nie koniec walki. Na wyniki badań trzeba było czekać ponad trzy tygodnie. Rodzice szukali miejsca, w którym będą leczyć córkę.
– Wiedzieliśmy, że Julię czeka jeszcze jedna operacja, a potem ciężka chemioterapia. Musieliśmy zrobić wszystko, żeby Julia trafiła w najlepsze ręce. Wybór padł na Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie – mówi pani Monika.
Julię operował jeden z najwybitniejszych neurochirurgów w Polsce. Operacja przebiegła pomyślnie.
– Julia została zaproszona do rozmowy przed operacją, podczas której lekarze przedstawili wszelkie ryzyka i zagrożenia, jakie wiążą się z ingerencją neurochirurgiczną. Córka bardzo się tego przestraszyła. Wyszła z gabinetu zapłakana, spojrzała mi w oczy i powiedziała, że boi się, że umrze… To był straszliwy cios… Żaden rodzic nie powinien usłyszeć takich słów od swojego dziecka – wspomina mama Julii.
Operację przeszła następnego dnia, a podczas pobytu w szpitalu cały czas była przy niej mama.
– Operacja usunięcia guza poszła bardzo sprawnie. Po czterech godzinach było po wszystkim, a po kolejnym tygodniu Julia była gotowa na następny etap leczenia – ciężką chemioterapię – tłumaczy Monika Stelmaszuk-Kuczała.
Pierwszy cykl chemioterapii Julia zniosła nawet dobrze, chociaż straciła swoje długie i kręcone włosy… Była na to przygotowana i dzielnie się z tym uporała. Po przejściu całego cyklu, wróciła do domu. I tu zaczęły się komplikacje – bardzo silne bóle brzucha.
– Córka potwornie cierpiała. W pewnym momencie zapytała mnie nawet, czy to są przerzuty. Pękało mi serce, gdy patrzyłam na nią i nie mogłam jej ulżyć. Dlatego musieliśmy pojechać do szpitala i dopiero tam, po podaniu silnych antybiotyków wszystko się uspokoiło. Niestety, ledwo jej stan się poprawił, już zaczął się kolejny cykl chemii… – opowiada mama Julii.
Julia chce wygrać z chorobą.
– Wie, że w życiu nie zawsze możemy wszystko przewidzieć, że czasem przytrafiają się takie potworne historie. Ale wie również, że nie może się poddać i dzielnie „bierze wszystko na klatę” – mówi Monika Stelmaszuk-Kuczała. – Ona mówi, że to pokona, a my z kolei zrobimy wszystko, żeby jej pomóc. Już zrobiliśmy pierwszy krok, bo udało nam się skonsultować przypadek córki z jednym z najwybitniejszych onkologów dziecięcych w USA, który specjalizuje się w leczeniu guzów mózgu – dodaje.
Profesor Jonathan Finlay uznał, że zaproponowana przez polskich lekarzy chemioterapia jest dobrym rozwiązaniem, ale jednocześnie podkreślił, że dalsze leczenie będzie zależeć od tego, jak Julia zareaguje na dotychczas podane leki. Jeśli odpowiedź nie będzie wystarczająca, konieczne będzie kontynuowanie terapii w USA. Dlatego wtedy ratunkiem i szansą powrotu do zdrowia będzie dla Julii seria autologicznych przeszczepów szpiku. Jest to bardzo nowoczesne, bardzo skuteczne, ale również bardzo kosztowne leczenie.
– Niestety wciąż nie wiemy, jak droga będzie ostatecznie ta terapia. Wstępnie możemy powiedzieć, że może kosztować około 900 tysięcy dolarów, czyli ponad 3,5 mln złotych. To są straszne, niewyobrażalne pieniądze, ale zrobimy wszystko, żeby dać Julii szansę na życie – tłumaczy Monika Stelmaszuk-Kuczała.
Amerykanie mają możliwości, które są dziś dla naszej medycyny niedoścignione – trzeba korzystać z szansy, którą zaproponowali Julii.
– A dla nas największą nadzieją jest to, że profesor Finlay opowiedział nam o dwóch leczonych przez siebie dziewczynach, rówieśniczkach Julii. Dziś obie są zupełnie zdrowe i są pełnoetatowymi studentkami – opowiada pani Monika. – Marzy nam się, żeby i Julia dostała taką szansę. Żeby rozprawiła się z rakiem i mogła żyć normalnym życiem. A dziś widzę, jak często jest jej przykro, że towarzyskie życie się toczy poza nią. Że jest zamknięta w domu i skazana na ciężką walkę. Ale ona tak wiele rozumie. Tak dojrzale do wszystkiego podchodzi. Musimy, po prostu musimy zrobić wszystko, żeby ją uratować. Ale sami tego nie zrobimy. Potrzebujemy całej armii dobrych ludzi, którzy pomogą nam zebrać pieniądze na jej leczenie i razem z nami zawalczą o piękne życie naszej córeczki – apeluje o pomoc mama Julii.
Julia Kuczała – życie warte miliony:
Jeśli chcesz pomóc Julii w tej trudnej walce, to pamiętaj, że liczy się każda złotówka. Julia Kuczała jest podopieczną Fundacji „ZOBACZ MNIE”.
Wpłaty na jej rzecz prosimy kierować na konto:
Fundacja ZOBACZ MNIE, ul. Ofiar Oświęcimskich 14/11, 50-069 Wrocław
SANTANDER BANK POLSKA SA: 28 1090 23 98 0000 0001 4358 4104
z tytułem wpłaty: „Julia Kuczała”
Wsparcie można też przekazać w postaci przelewu internetowego za pośrednictwem strony https://zobaczmnie.org/wplacam/ KLIKNIJ TU.
W rubryczce „CEL” prosimy wpisać imię i nazwisko: „Julia Kuczała”
TUTAJ ZNAJDZIESZ LICYTACJE DLA JULII ❤️ Armia Aniołów Julii Kuczały ❤️ Licytacje dla Julii ❤️
Str. 14-15 w numerze 440 tygodnika „Noworudzianin” dostępnym tutaj.
Numer 440
7-13 sierpnia 2020 r.