Wakacje to okres kolejnej tradycji członków Stowarzyszenia Przyjaciół Jugowa – programowej i aktywnej wyprawy „gdzieś w Polskę”. W tegorocznej, niecodziennej sytuacji naszym celem stały się Bieszczady
Uczestnicy wyjazdu stworzyli swoistą rodzinę złożoną z rodziców z dziećmi, dziadków, wujków i kuzynów. Organizacyjną i merytoryczną stronę wyjazdu powierzyliśmy operatywnemu i odpowiedzialnemu Biurowi Turystycznemu Manikar. Bieszczady to jedyne na terenie Polski pasmo górskie Karpat Wschodnich. Charakterystyczną cechą tych gór jest występowanie powyżej granicy lasu –połonin. Są to górskie łąki ciągnące się od Wetliny aż po masyw Pietrosa na terenie Rumunii. W dawnych czasach były miejscem wypasu bydła i wołów, przez Wołochów zwanych później Rusinami. Dzisiaj najczęściej objęte są ochroną prawną i przyciągają miłośników dalekich panoram i niecodziennych krajobrazów. Obszar ten cechuje również odmienność kulturowa zachowana jedynie w architekturze sakralnej w formie nielicznie zachowanych cerkwi i nazewnictwie topograficznym. Nie spotkamy Bojków i Łemków – etnicznej ludności tych ziem, która została wysiedlona w okresie walk z bandami UPA w latach 1947-1948. Skromne elementy kultury bojkowskiej oddaje urokliwy skansen sanocki wzbogacony o galicyjski rynek. Był to pierwszy cel naszej przygody z Bieszczadami. Ambitny przewodnik próbował bardzo obszernie przedstawić atrakcje skansenu, ale wschodni upał, maseczki i strugi potu na twarzach łaknęły pobytu na otwartej przestrzeni. Zwiedzanie Sanoka przerwała gwałtowna burza. Naszą bazą wypadową i noclegową była położona na wzgórzu Berezka. Miejscowość jak i wiele innych pobliskich osad jest skupiskiem pensjonatów otaczających największą atrakcję okolicy – sztuczne jezioro na Sanie zbudowane w latach sześćdziesiątych. To miejsce oraz uzdrowisko Polańczyk było sposobem na zregenerowanie sił i humoru nadwątlonych upałem i trudami podróży. Kąpiele, plażowanie, rejsy stateczkami i kosztowanie pstrąga na wszelkie sposoby dodało na tyle energii, że niektórzy uczestnicy wycieczki w zwartej grupie powrócili do bazy pieszo, wybitnie minimalizując efekty relaksu. Jedną z większych atrakcji regionu jest uratowana kolejka wąskotorowa w Cisnej. Sieć kolejek wąskotorowych powstała pod koniec XIX wieku i służyła do transportu drewna z trzebionych bukowych lasów bieszczadzkich. Skorzystaliśmy z wariantu Cisna – Balnica. Trasa umożliwia poznanie ostatnich dziewiczych ostępów tzw. lesistych Bieszczadów i pozwala się delektować w zwolnionym tempie pięknem przyrody i krajobrazów bez ludzkich osad. Elementem wysokogórskim wyprawy było zdobycie jednej z połonin. Obawiając się popołudniowej burzy, przewodnik wybrał za cel Połoninę Caryńską z Przełęczy Wyżniańskiej. Część dostojnych uczestników grupy oraz małe dzieci pod opieką rodziców udała się do bacówki pod Małą Rawką, gdzie delektując się naleśnikami z bieszczadzkimi jagodami próbowała przez lornetkę kibicować pozostałym w ich ekspresowej wspinaczce na połoninę. W drodze powrotnej obejrzeliśmy Zagrodę Pokazową Żubrów koło miejscowości Muczne. O dziwo, były i eksponowały się w pozycji leżącego błogostanu. Droga powrotna biegła przez długie i lesiste garby Gór Słonno-Turczańskich, być może terenami nowego parku narodowego. Pałac w Krasiczynie był ostatnim obiektem pożegnania Podkarpacia. Pod okiem przewodnika poznaliśmy historię i tajemnice budowli, a także burzliwe dzieje ich ostatnich właścicieli – Sapiehów. Zabrakło nam w krajobrazie bieszczadzkim legendarnych zachodów słońca, lecz zrekompensował to, nad Kotliną Kłodzką, krwisty spektakl kładącego się do snu słońca. Na pożegnanie i zapamiętanie.
relacja i fot. Zbigniew Babiak
Str. 15 w numerze 441 tygodnika „Noworudzianin” dostępnym tutaj.
Numer 441
14-20 sierpnia 2020 r.