To już 30 lat
Nieco ponad 30 lat temu, 27 maja 1990 roku odbyły się wybory samorządowe – pierwsze w pełni demokratyczne wybory w Polsce po 1945 roku. Przywrócenie samorządności w lokalnych wspólnotach do dziś uznawane jest za jedną z najważniejszych reform transformacji ustrojowej
Obecnie trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie naszych lokalnych społeczności bez samorządu terytorialnego, możliwości samostanowienia w gminach i wybierania swoich przedstawicieli samorządowych. Tymczasem, przed 1990 rokiem, własność gminy praktycznie nie istniała – wszystko należało do państwa, decyzje zapadały centralnie. Mieszkańcy nie mieli realnego wpływu na swoją okolicę. Odrodzenie samorządu terytorialnego w Polsce, po ponad 50 latach przerwy, było możliwe dzięki uchwaleniu przez tzw. sejm kontraktowy 8 marca 1990 roku, ustawy o samorządzie terytorialnym, która w miejsce istniejących w PRL rad narodowych, umożliwiła powołanie rad gminnych, o znacznie większych uprawnieniach. 27 maja 1990 roku odbyły się więc pierwsze, wolne wybory samorządowe do rad w ponad dwóch tysiącach gmin. Frekwencja wyborcza wyniosła wówczas 42,27%.
W Nowej Rudzie w wyborach samorządowych 27 maja 1990 r kandydaci Komitetu Obywatelskiego uzyskali wszystkie mandaty w 28-osobowej wtedy radzie miejskiej.
Mandat radnego otrzymali: Alfred Balawajder, Bożena Bejnarowicz, Andrzej Behan, Ryszard Bednarczyk, Stefan Bodniewicz, Urszula Bojczuk, Jerzy Foryś, Bronisław Geryn, Julian Golak, Marek Górski, Stanisław Jazienicki, Kazimierz Jankowski, Rudolf Kolaczek, Walenty Kołecki, Zofia Kuczaik, Stanisław Kupść, Jacek Lisiecki, Andrzej Łasut, Stanisław Łukasik, Zbigniew Miciun, Bogusław Rogiński, Mirosław Rotman, Stefan Rudnik, Jan Saul, Janusz Siemieniec, Jerzy Sołtyszczak, Zbigniew Taniukiewicz, Jan Zawiślak, Krzysztof Zdrzałka i Marian Żeliszewski.
Burmistrzem został Stanisław Łukasik (na zdjęciu), a przewodniczącym rady miejskiej Julian Golak. Jak tamte czasy wspominają uczestnicy tych przełomowych w naszej historii wydarzeń?
– Był to wielki jeden wielki entuzjazm, ponieważ wiadomo było, że stary system się kończył. Zostałem zaproszony przez ówczesny Komitet Obywatelski do opracowania programu związanego z miastem, z jego rozwojem. Za ich zgodą i z własną chęcią wystartowałem też w wyborach na radnego. Był to dość specyficzny okres, gdzie z jednej strony była wolność, a z drugiej strony zaczęła się recesja, upadek gospodarczy miasta, dążenie do likwidacji kopalni. Zła sytuacja ZPJ-u i Diory spowodowało to, że zaczęły pojawiać się problemy związane z bezrobociem. Tak więc był to czas wolności na którą czekaliśmy, ale też niestety likwidacji zakładów pracy, która przyczyniła się do masowego bezrobocia – wspomina 26-letni wówczas Andrzej Behan, obecnie od kilku kadencji pełniący funkcję przewodniczącego Rady Miejskiej w Nowej Rudzie. – Uważam, że był to czas, który dał wiele do myślenia zwłaszcza, że do wyborów szli ludzie którzy interesu na tym zrobić nie mogli, szli przede wszystkim ludzie chętni, ludzie z inicjatywą i ludzie uczciwi, inaczej niż to jest dzisiaj, gdzie w wielu sytuacjach jest inaczej, bo samorządy zostały upartyjnione. Kilka zmian w Kodeksie wyborczym sprawiło, że nie jest to już to samo, co wtedy – dodaje.
Organem wykonawczym było ciało zbiorowe, czyli Zarząd Miasta na czele z burmistrzem Stanisławem Łukasikiem, zastępcą Jerzym Sołtyszczakiem, w zarządzie byli jeszcze Jerzy Foryś, Marian Żeliszewski i Krzysztof Zdrzałka.
– Być może górnolotnie to zabrzmi, ale ziściły się wtedy nasze marzenia o wolnej Polsce, co nie jest wcale oderwane od rzeczywistości, bowiem jesienią 1981 r. Jacek Kuroń rzucił takie hasło „Samorządna Rzeczpospolita”. Uważam, że był to jeden z głównych powodów dla którego wprowadzono stan wojenny, ponieważ samorządy, co widać i dzisiaj, raz wprowadzone samorządy są chyba najjaśniejszą, najbardziej przejrzystą stroną tej czwartej Rzeczypospolitej – mówi ówczesny burmistrz Stanisław Łukasik. – Powiem o czymś, z czego jestem naprawdę dumny. Bywam nieraz w noworudzkim ratuszu, czy urzędzie, spotykam tam urzędników, których ja zatrudniałem, ponieważ jak „my weszliśmy do ratusza” obowiązywała ustawa zwalniająca wszystkich pracowników samorządowych, to były TOAP-y, czyli Terenowe Organy Administracji Państwowej. Wszyscy na mocy ustawy byli zwolnieni, więc ja nie musiałem wyrzucać, ja mogłem nie przyjąć do pracy. Miałem na to trzy miesiące czasu, z kim podpisałem umowę, ten zostawał. Wtedy ponad 90% dotychczasowych pracowników zostało. Byłem wówczas atakowany w Komitecie Obywatelskim Ziemi Kłodzkiej, że „trzymamy komuchów w ratuszu, że nic nie wyczyściłem”. Moja odpowiedź była prosta – pracuje księgowa, dajcie mi lepszą księgową, tę zwolnię, jeżeli jest taka sama, to po co zmiana, a gorszej nie chcę. Proszę zauważyć, że wszyscy następni burmistrzowie utrzymywali ten stan, jeżeli pracownicy odchodzili, to z racji wieku na emeryturę. Uważam, że to właśnie jest ta moc samorządów. Nie wymiata się do sprzątaczki. Jeżeli dobrze funkcjonujesz jako urzędnik, to możesz być spokojny o swoją pracę – dodaje były burmistrz.
Niestety, sytuacja epidemiczna spowodowała, że niemożliwe było zorganizowanie żadnej uroczystości jubileuszowej.
Str. 7 w numerze 457 tygodnika „Noworudzianin” dostępnym tutaj.
Numer 457
4-10 grudnia 2020 r.