Wszystko stoi na głowie, ale my, studenci seniorzy, staramy się nie zasypiać gruszek w popiele. Wszystkie święta spędziliśmy w domach, albo z najbliższą rodziną, albo przy telefonach i innych komunikatorach. Było jakoś inaczej i wcale nie „jakoś fajniej”. Nawet pogoda była jakaś szara. Ale początkowe dni stycznia przyniosły trochę słońca i kilkuosobowe grupki wychynęły na swoje spacery. Satysfakcję daje robienie zdjęć, którymi dzielimy się z innymi na FB, niejako zabierając ich na naszą wycieczkę
Już pod koniec pierwszej dekady powróciliśmy do edukacji. Na pierwszy wykład (9.01.) zaprosił nas Sudecki UTW. Onlinowe spotkanie z etnologiem, p. Maciejem Jeżem zaprowadziło nas do świata Indian Tarahumara, zamieszkujących tereny północno-zachodniego Meksyku. Jest to jedna z najbardziej tradycyjnych grup etnicznych północnego Meksyku. Swoje święta i ceremonie obchodzą tak samo jak przed wiekami i hołdują zasadzie przekazanej ich przodkom przez Boga – tzn. właściwie myśleć i postępować (którą chyba wszyscy ludzie powinni stosować). I tak samo jak przed wiekami biegają – bieganie jest nieodłączną częścią ich życia. Biegają by przeżyć i dla zabawy. Sami siebie nazywają biegaczami. Pozostawiając Indian ich bieganiu, dwa dni później (11.01.) spotkaliśmy się z końmi – a właściwie z konizmami i p. Ulą Kowalczuk. Pani Ula jest „koniarą, której konikiem są konizmy”, jak sama o sobie mówi. Kiedyś koniarzami, nazywano ludność służebną wobec dworu zajmującą się końmi (stajenni, masztalerze, kowale, jeźdźcy, trenerzy, rzemieślnicy wytwarzający sprzęt da koni, konowały). Dzisiaj koniarze, to miłośnicy i znawcy koni. A w naszym języku jest wiele „końskich wtrąceń”. Są to przysłowia i powiedzonka, od stuleci będące z nami na co dzień. No bo któż nie chce mieć końskiego zdrowia, bo przecież znamy się jak łyse konie, niektórzy zażywają końską dawkę leku albo harują jak konie, itd., itp. Oczywiście nie kopiemy się z koniem. No i z koniem przecież wiąże się podkowa zawieszana w domach na szczęście, o czym była cała legenda i wreszcie twarzowe fryzury w koński ogon i kucyki. No więc czy „język polski nie jest okuty na 4 kopyta”?
Od 12 stycznia na ekrany naszych komputerów wrócił projekt „Erasmus+”, rozpoczynając spotkania pięknym programem muzycznym, a co tydzień instruując nas jak posługiwać się komputerem i smartfonem – co w codziennym, dzisiejszym życiu bardzo się przydaje. Z wielką przyjemnością wysłuchaliśmy wykładu „Herosi wokalistyki. Callas-Tebaldi-di Stefano”, prowadzonym przez p. Leszka Grudzińskiego. Oprócz historii życia niezapomnianych solistów (sopranistek Marii Callas i Renaty Tebaldi – każda z nich to prima donna absoluta oraz tenora Giuseppe Di Stefano, laureata „Złotego Orfeusza”, co jest włoskim odpowiednikiem Oscara).
15 stycznia znowu przybiegły do nas konie wraz z p. Ulą. „Konie zielone przebiegły galopem” (to już nie p. Ula) pozostawiając w naszej pamięci mit o skrzydlatym rumaku, czyli Pegazie, nota bene do dnia dzisiejszego często występuje w różnych logotypach, co ma wróżyć powodzenie ich właścicielom. Piękne konie zawsze towarzyszyły pięknym kobietom, a jednym i drugim zarówno zalet jak i wad nie brakowało. Więc trzeba je było po prostu pokochać. Pierwszy Ułan Rzeczypospolitej – Bolesław Wieniawa-Długoszowski, jedna z najbarwniejszych postaci II Rzeczypospolitej, wyznawał w tym względzie zasadę 3K: „Przez całe życie ta miłość mnie goni, do pięknych kobiet, koniaku i koni”.
Już w sobotę (16.01.), o związkach kultury – szczególnie literatury z pandemiami – dowiedzieliśmy się na wykładzie dr Edyty Rudolf. Epidemia zawsze wiąże się nagłością wydarzeń, kryzysem czy obrazami masowej śmierci. I pomimo, że w ostatnich dziesięcioleciach tego na szczęście nie doświadczaliśmy, to gdzieś „z tyłu głowy” lęki i obawy związane z patogenami nie ustały. Popkultura nadała im formę metaforycznych potworów, a wizje pandemicznej zagłady umieściła w strefie horroru i science fiction. Nastrój poprawił nam wykład „Viva Verdi” (wspólny z Sudeckim UTW) p. Krystyny Swobody, ze sporą ilością „słuchanych” najpiękniejszych arii operowych jego autorstwa – w tym oczywiście „Chóru Niewolników” (Nabucco). Dwukrotnie też spotkaliśmy się z p. Beatą Kras, której wykłady napawają nas zawsze optymizmem. Tym bardziej, że była w nich mowa o radości życia, a także o tym, jak sobie poradzić ze złymi nawykami i przy okazji zachować te dobre. Styczeń kończymy 5-kilometrowym spacerem wraz z Noworudzkim Kołem PSD w ramach akcji „Policz się z cukrzycą”. W tym roku niestety bierze w nim udział tylko kilkuosobowa grupa.
Anna Szczepan, Noworudzki UTW