Dziś mija 81 rocznica pierwszych masowych deportacji Polaków na Sybir. W naszej okolicy są jeszcze świadkowie tych wydarzeń
10 lutego 1940 roku rozpoczęła się pierwsza masowa deportacja Polaków na Sybir, przeprowadzona przez NKWD. W głąb Związku Sowieckiego wywieziono około 140 tys. obywateli polskich. Wielu umarło już w drodze, tysiące nie wróciły do kraju.
Polacy stanowili w tym kontyngencie 70% wszystkich wywożonych, pozostałe 30% ludność białoruska i ukraińska. Wywożono przede wszystkim osadników wojskowych, średnich i niższych urzędników państwowych, służbę leśną oraz pracowników PKP. Zabierano całe rodziny bez wyjątku. Zesłańców rozlokowano w Komi ASRR, w północnych obwodach RFSRR: archangielskim, czelabińskim, czkałowskim, gorkowskim, irkuckim, iwanowskim, jarosławskim, kirowskim, mołotowskim, nowosybirskim, omskim, swierdłowskim i wołogodzkim, w Jakuckiej i Baszkirskiej ASRR oraz Kraju Krasnojarskim i Ałtajskim. Wysiedlony kontyngent określono mianem „spiecpieriesieliency-osadniki”. Bardzo złe warunki atmosferyczne, praca ponad siły przy wyrębie lasów oraz osady o charakterze prawie że łagrowym i takiej dyscyplinie pracy, do których trafiła deportowana ludność, sprawiły, że śmiertelność tego kontyngentu była najwyższa i wyniosła w już pierwszych miesiącach zesłania około 3-4%.
Kolejna deportacje miały miejsce 13-14 kwietnia oraz w okresie maj-lipiec 1940 roku. Ostatnia odbyła się w maju i czerwcu 1941, tuż przed atakiem Niemiec na ZSRR. Pierwsze trzy dzielił przedział dwóch miesięcy niezbędny na dojazd przygotowanych wcześniej składów z zesłańcami do miejsc przymusowego ich osiedlenia i powrót po nową grupę. W tym czasie przygotowywano wszystkie niezbędne rozkazy i plany odnośnie przebiegu akcji i miejsc rozlokowania kolejnych kontyngentów. Przeciętny skład składać się miał z 55 wagonów towarowych do przewozu ludności, 1 osobowego dla konwoju, 4 towarowych do przewozu cięższego bagażu oraz 1 sanitarnego. W jednym wagonie (dwuosiowym) teoretycznie powinno jechać nie więcej niż 25-30 osób. Tak więc typowy transport obejmować winien ok. 1200-1500 osób. Z każdym transportem winien też jechać poza konwojem felczer i dwie pielęgniarki, zaś podczas drogi codziennie konwój winien wydać deportowanym jeden gorący posiłek i 800g chleba na osobę. Jednak wszystkie te zarządzenia pozostały jedynie na papierze, a warunki jazdy zależały wyłącznie od dobrej woli wojsk konwojujących. Wiele osób, w tym dzieci, nie dożywało celu transportu w nieludzkich warunkach. Większość jednak umierała na miejscu w surowym klimacie i często katorżniczej pracy pod nadzorem sowieckich bezlitosnych siepaczy.
Władze ZSRS traktowały wywózki nie tylko jako formę walki z wrogami politycznymi, ale także element eksterminacji polskich elit, a przede wszystkim możliwość wykorzystania tysięcy osób jako bezpłatnej siły roboczej. Katorżnicza praca w syberyjskiej tajdze przy sięgającym kilkadziesiąt stopni mrozie, głodzie i chorobach zabijała wielu zesłańców. Była to przemyślana i planowo przeprowadzana zbrodnia na polskim narodzie.
Początek deportacji na masową skalę umożliwiło Sowietom zaanektowanie wschodnich województw Rzeczpospolitej, usankcjonowane tajnym protokołem dołączonym do Paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku. Po 17 września tego roku, kiedy Armia Czerwona przekroczyła granice Polski, na zagarniętych przez nią terenach rozpoczął się terror na niespotykaną dotychczas skalę.
O wywózkach setek tysięcy Polaków zdecydowali najwyżsi przedstawiciele sowieckiej władzy – z Józefem Stalinem, szefem NKWD Ławrentijem Berią oraz ludowym komisarzem spraw zagranicznych Wiaczesławem Mołotowem na czele. Zarządzenia dotyczące deportacji wydano w Moskwie już w grudniu 1939 roku; na ich podstawie sporządzono instrukcje dla terenowych komórek NKWD, odpowiadających za „oczyszczanie” zachodnich części sowieckich republik Ukrainy i Białorusi. Deportacje były realizowane według imiennych spisów, opracowanych przez funkcjonariuszy NKWD przy współpracy miejscowych komunistów.
Według szacunków władz RP na emigracji, w wyniku wywózek zorganizowanych w latach 1940-1941 do syberyjskich łagrów trafiło około milion osób cywilnych, choć w dokumentach sowieckich mówi się o 320 tys. wywiezionych. Część z nich z łagrów wydostała się dzięki formowanej na terenie ZSRS (po zawarciu układu Sikorski-Majski) armii gen. Władysława Andersa.
Nie wszyscy ochotnicy dotarli jednak na miejsce tworzonych jednostek, gdyż podejmowane przez nich próby były blokowane przez Sowietów. Dokumenty potwierdzające obywatelstwo polskie były odbierane przez NKWD – zmuszano Polaków do przyjęcia dokumentów sowieckich.
Kolejną szansą na opuszczenie Syberii stało się wstąpienie do tworzonej pod auspicjami Moskwy i z inspiracji komunistów polskich, a za zgodą Stalina Dywizji im. Tadeusza Kościuszki, będącej zalążkiem późniejszego „ludowego” Wojska Polskiego.
Deportacje ludności polskiej w głąb ZSRS z lat 1940-1941 nie były ostatnimi. Po wkroczeniu Armii Czerwonej w 1944 roku na teren okupowanej przez Niemców Polski, warunków życia w surowym klimacie syberyjskich stepów doświadczyli m.in. wywiezieni do łagrów żołnierze AK oraz ludność cywilna z zajętego przez Sowietów terytorium. Gros deportowanych wróciło do kraju w ramach przeprowadzanych do końca lat 50 XX wieku akcji repatriacyjnych.
Irena Dąbek, prezes Noworudzkiego Koła Związku Sybiraków
Replika baraku Sybiraków (w muzeum Szymbarku)
Typowy skład zsyłkowy na Syberię (w muzeum Szymbarku)
10 luty, rok czterdziesty,
na dworze wiatr i mróz siarczysty.
Na szybach liście paproci skrzą.
W chatach ludziska strudzeni śpią.
W stajniach bydło pokarm przeżuwa,
słychać, że kur gdzieś zapiał…
A pies w budzie czuwa.
Lecz, cóż to, cóż to?
Ktoś jedzie drogą,
konie stąpają noga za nogą.
Woźnice krzykiem je ponaglają.
Ludzie się budzą, psy ujadają.
Ciemne sylwetki u domostw wrót.
Na progu chaty żołdacki but.
Mowa nieznana. Zaświstał bat.
Ten butny żołdak – to wróg, nie brat.
„Wstawajcie, odiewajtieś!
Dałoj, w pieriod!
Dawaj, dawaj, poskorieje,
– trącając gospodarza kolbą –
– Za co? Dlaczego?
Mołczi! Ty swołocz!
Zakryj rot!”
Tak poganiali zaspanych ludzi,
zmęczonych wielce
po dziennym trudzie.
10 luty – czterdzieste lata,
płakały dzieci, mama i tata,
w stajni spłoszone bydło ryczało,
a w budzie psisko wciąż ujadało.
Pytała matka: jakże to tak,
zostawić wszystko i jechać w świat?
Zostawić bydło, dom, sad i pole,
Jechać w nieznane, na niedolę?
I pojechali w nieznaną dal…
W zbolałych sercach kryjąc ból i żal.
Drogę na Sybir krzyże znaczyły
Po szynach zimnych łzy się toczyły,
aż zmroził je wreszcie syberyjski wiatr
a nam się jawił całkiem inny świat…
Świat nieprzyjazny, wrogi, pełen grozy,
zaspy śniegowe, baraki zimne
siarczyste mrozy…
„Golgota Wschodu” wciąż się wydłużała,
lecz nadziei iskra nam się rozżarzała.
Nadzieja na powrót do Polski kochanej
Przez lata tułaczki ciągle w snach widzianej.
Część z nas powróciła, a inni zostali,
bo z głodu pomarli, lub pozamarzali.
Umęczeni ciężką pracą, strasznie wycieńczeni.
Do końca jednak Bogu i Ojczyźnie wierni.
„Wolność dla tych co przeżyli
Zmarłym – chwała i cześć
A tym – co bliskich swych potracili
Bóg – krzyż cierpienia pomoże nieść”.
Aleksandra Giryn-Moryl,
Sybiraczka zamieszkała w Ząbkowicach Śląskich
Józef Przybyła
„O Sybirakach”
Ich wzięto na Sybir z nagła przerażonych,
Za co? I dlaczego? Do końca zdziwionych.
A była w tym roku niełaskawa zima,
mrozy wielkie, wiatry i śnieżna zadyma.
Wtłoczeni w wagony przez wiele tygodni,
jechali w głąb Rosji zziębnięci i głodni.
Metą była tajga bezkresna i sroga,
jakby zapomniana przez ludzi i Boga.
Tam znikąd pomocy, tygiel beznadziei,
bo świat pogrążony w wojennej zawiei,
samych sobie zostawił i spisał na straty.
Na łagry, gułagi i kazamaty.
Do ostatniego potu – pracą ponad siły
i na rozsiane wokoło krzyże i mogiły.
I tak grudzień za grudniem, maj za majem
i nic, prócz łez, głodu, tęsknoty za Krajem.
Po latach tułaczki, ci którzy przeżyli,
znękani, sterani do Polski wrócili.
Żyją tak, jak kiedyś pośród nas Polaków,
szacunkiem otoczmy Braci Sybiraków.
pochwycili
ledwie świt
wróg u progu
blady strach
głośny krzyk
Jezus Maria
pospiech w obłęd pcha
rwie się myśli
co ważniejsze
koce buty
czy bochenków chleba dwa
nie nada
nie nada
nie nada
obca mowa
mróz dotkliwy
wiatr od wschodu gna
pod płozami
skrzypią gwiazdy śniegu
a na saniach
coś na kształt kokonów
mama cicho szepce
dzieci moje
czy ja zdołam
was ocalić
zaufała
ocaliła Boża moc
kilometry oddalają
przez szczelinę
w eszelonie
i w bydlęcym tym wagonie
widzę pejzaż nieznajomy
i te twarze
judaszowe twarze
wąż wagonów
tygodniami pełznie\utykając w zaspach
mróz ze szronem
u wezgłowia
i już pierwsze zgony
no i cóż
że pochwycili ciała
ducha nie zabili
sześć lat
ciężkich robót
łagrów
głodu
człowiek szkielet
śmierci wyrwał się ze szponów
i zwyciężył
dziś po latach
i za życie
i za wiarę
składam na ołtarzu
memu Bogu
dzięki hołd i chwałę
w 52 rocznicę masowych zsyłek
Polaków na Sybir
tekst: Wanda Arasimowicz
Hymn Sybiraków
Z miast kresowych, wschodnich osad i wsi,
Z rezydencji, białych dworków i chat
Myśmy wciąż do Niepodległej szli,
szli z uporem, ponad dwieście lat.
Wydłużyli drogę carscy kaci,
Przez Syberię wiódł najkrótszy szlak
I w kajdankach szli Konfederaci
Mogiłami znacząc polski trakt…
Z Insurekcji Kościuszkowskiej, z powstań dwóch,
Szkół, barykad Warszawy i Łodzi:
Konradowski unosił się duch
I nam w marszu do Polski przewodził.
A myśmy szli i szli – dziesiątkowani!
Przez tajgę, stepy – plątaniną dróg!
A myśmy szli i szli, i szli – niepokonani!
Aż „Cud nad Wisłą” darował nam Bóg!
Z miast kresowych, wschodnich osad i wsi,
Szkół, urzędów, kamienic, i chat:
Myśmy znów do Niepodległej szli,
Jak z zaboru, sprzed dwudziestu lat.
Bo od września, od siedemnastego,
Dłuższą drogą znów szedł każdy z nas:
Przez lód spod bieguna północnego,
Przez Łubiankę, przez Katyński Las!
Na nieludzkiej ziemi znowu polski trakt
Wyznaczyły bezimienne krzyże….
Nie zatrzymał nas czerwony kat,
Bo przed nami Polska – coraz bliżej!
I myśmy szli i szli – dziesiątkowani!
Choć zdradą pragnął nas podzielić wróg…
I przez Ludową przeszliśmy – niepokonani
Aż Wolną Polskę raczył wrócić Bóg!!!
słowa: Marian Jonkaytis
muzyka: Czesław Majewski