10 maja 1941 roku w noworudzkiej kopalni, wówczas Rubengrube, dochodzi do jednej z największych katastrof w historii niemieckiego górnictwa. Tego feralnego dnia, w zaledwie kilka chwil, życie straciło 187 górników!
Oto fragment tej historii z książki Marka Cybulskiego „Nowa Ruda Neurode Tajemnice, zagadki, historia cz. 1”:
Kopalnia „Rubengrube Neurode”, poziom V, -110 metrów, przekop 2. Sobota, 10 maja 1941 roku, godz. 22.40.
Górnik strzałowy starannie podłączył ostatnie przewody prowadzące do zapalarki. Materiały wybuchowe, osadzone głęboko w wywierconych otworach, gotowe były do odpalenia. Jeszcze raz sprawdził stan obwodów i dając sygnał swoim pomocnikom, zaczął przemieszczać się do bezpiecznego stanowiska, skąd miał dokonać odpalenia ładunków. W tym samym czasie, liczna, bo ponadstuosobowa załoga zmiany popołudniowej, po zakończonej pracy, kierowała się do wyjazdu windą górniczą w szybie „Maxschacht” (dziś to szyb „Lech”, którego metalowa konstrukcja zachowała się i nadal stoi przy muzeum). Zmęczeni ciężką pracą górnicy zaczęli już powoli docierać w okolice podszybia.
Tymczasem w okolicach przekopu 2, do stacji strzałowych dotarli także pierwsi pracownicy nocnej zmiany, którzy zajechali o godzinie 21.15. Nie mogli iść dalej, gdyż drogę tarasowały im zaryglowane drzwi strzałowe, pełniące również rolę śluzy bezpieczeństwa. Wrota te musiały być zamknięte każdorazowo, gdy górnik strzałowy dokonywał odstrzelenia w tym rejonie. Te solidne, metalowe drzwi, osadzone w żelbetonowych ramach, odgradzały pola zagrożone wyrzutami od reszty kopalni.
Górnik strzałowy powoli położył dłonie na zapalarce, jeszcze raz spojrzał, czy ciężkie, stalowe drzwi zostały prawidłowo zamknięte i bez emocji, prawie mechanicznie wcisnął dźwignię wyzwalacza. Była godzina 22.45… I już po ułamku sekundy, stary, doświadczony górnik wiedział, że to strzelanie nie będzie kolejnym, rutynowym – to strzelanie zdecydowanie różniło się od wszystkich wcześniejszych.
Materiał wybuchowy eksplodował prawidłowo, cały górotwór jakby z lekka uniósł się, by po chwili, z ogromną, niespotykaną dotychczas siłą, wypchnąć wszystko do górniczego chodnika. Natychmiast wyginały się i pękały solidne, stalowe podpory górnicze. Wyrwane ze swoich miejsc, pchane tonami uwolnionych skał oraz węgla, sunęły w wyrobisku. Straszliwa, niszcząca fala, w ułamku sekundy zasypała podziemne korytarze prawie całego poziomu V. Wypchnięty węgiel, wraz ze skałami, zagruzował nawet szybik łączący poziom V z IV i chodniki po jego obu stronach na długości ponad 60 metrów. Niekształtne kawałki żelastwa, węgiel, duże bloki skalne, powyginane szyny, połamane rury, zgniecione wozy i resztki obudowy, zalegały na całej długości chodnika. Siła natury była ogromna, wręcz gigantyczna. Wyrwy w solidnej, betonowej obudowie chodników dochodziły w kilku miejscach do 40 cm, a metalowe szyny i podpory były pogięte lub połamane jak niewielkie zapałki.
Jednak to nie było największym problemem…
Książkę można nabyć w Nowej Rudzie w redakcji „Noworudzianina” Rynek 8 (I piętro), w księgarni przy ul. Piastów 7, w Informacji Turystycznej w Rynku oraz w Dawnej Kopalni Nowa Ruda przy ul. Obozowej 4, a także na Allegro.pl.