„Seba, kiedy napiszesz coś o piłce?”’ – tymi słowami powitał mnie na jednej z ulic naszego miasta znajomy. Odpowiadam więc: – Jarosławie drogi, dzisiejszy felieton poświęcony będzie piłce kopanej, a ściślej mówiąc – pewnym niepokojącym zjawiskom jej towarzyszącym.
Suma transferu, za jaką Brazylijczyk Neymar trafił kilka tygodni temu do Paryża, jest konsekwencją braku umiaru klubów w wydawaniu środków na wzmocnienie składu. 222 miliony euro – taką klauzulę wykupu posiadał w umowie z Barceloną piłkarz, to koszt tak nieprawdopodobny, że aż wręcz niesmaczny. Przy całej pasji i miłości do futbolu skłaniam się ku opinii, że tak ogromne pieniądze wydane na zawodnika, to w pewnym sensie obraza dla ludzi ubogich. Pozostaje zatem zadać pytania (bez odpowiedzi oczywiście, gdyż tych chyba lepiej nie szukać), czy cała skomercjalizowana zabawa możnych przypomina jeszcze sportową rywalizację?
Od kilku lat w dobrym tonie właścicieli niektórych klubów (ich dobrodzieje z reguły pochodzą z Półwyspu Arabskiego), staje się rywalizacja – kto da więcej? Kto jeszcze bardziej zepsuje rynek absurdalnymi kwotami wydanymi za piłkarzy? Która z katarskich rodzin podejmie dalsze ruchy szokujące futbolową konkurencję? Czym odpowie Abu-Dhabi?
Przeraża fakt, iż w kontekście petrodolarów zalewających rynek, sportowa rywalizacja schodzi na nieco dalszy plan. Okienka transferowe, podczas których kluby dokonują wzmocnień stają się, dla coraz większej rzeszy kibiców, okresami bardziej interesującymi, niż rozgrywki i suche wyniki uzyskiwane przez swych ulubieńców. Paranoja, albo może znak czasów, w których żyjemy i kibicujemy?
Pękła z hukiem granica 200 milionów euro za piłkarza. 100 milionów z wolna staje się sumą, która nie robi w środowiskach piłkarskich większego wrażenia. Ile zatem w dzisiejszych realiach warci byliby wielcy zawodnicy sprzed epoki social mediów: Pele, Maradona czy inny Cruyff?
Może starczy już tych pytań…
Osobiście, coraz większą przyjemność sprawiają mi futbolowe podróże w czasie i obcowanie z piłką nie skażoną przez pieniądze. Lektura starych, pochodzących nierzadko sprzed pół wieku gazet, czy pochylenie się nad biografiami tuzów polskiej piłki z okresu międzywojennego, skutecznie zastępuje mi histerię związaną Neymarem i innymi współczesnymi herosami. Wspomnienia Teodora Peterka zamieszczane przez „Życie Chorzowa” w 1957 roku rekompensują mi ostatnimi czasy – bazujące na szukaniu taniej sensacji – piłkarskie newsy, zamieszczane przez „internety”. Coraz częściej również zastanawiam się nad prawdziwością słów wypowiedzianych przez Kazika Staszewskiego, znakomitego… felietonisty: „Ligi i skomercjalizowane puchary zupełnie mnie nie obchodzą (…)”. Polecam „Niepiosenki”. Spokojnego weekendu.