W największym skrócie – degradacja stołecznego Krakowa na rzecz mazowieckiej mieściny, kolumna Zygmunta i zamek królewski w Warszawie, odbudowane ze zniszczeń wojennych w czasach PRL, ale to już Wazów nie obciąża. Może jeszcze śluby lwowskie Jana Kazimierza z roku 1656, a uznane przez sejm RP w roku 2006 za jedno z „najważniejszych wydarzeń w dramatycznych dziejach narodu polskiego”. Integralną częścią owych ślubów było zobowiązanie odnośnie oraczów i mieszczan „obowiązuje się, iż po uczynionym pokoju starać się będę ze stanami Rzeczypospolitej usilnie, ażeby odtąd utrapione pospólstwo wolne było od wszelkiego okrucieństwa, (inna wersja w tej kwestii, aby lud królestwa mego od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków był uwolniony.) Jeżeli w sferze religijnej król i stany Rzeczpospolitej wypełniły zobowiązania, to oracze i mieszczanie, musieli jeszcze kilka wieków poczekać na spełnienie królewskich ślubów. Co więcej? Wojny na trzech frontach, często sprowokowane przez panujących w Polsce Szwedów i zupełnie wbrew interesom Rzeczpospolitej, doprowadziły kraj do zupełnej ruiny. Straty ludności oblicza się na 30-40%, często jako ofiary chorób i głodu, straty gospodarcze, zabudowania, około 60-70%, ponieważ teatrem wojen było terytorium własne. Najgorszym skutkiem polityki Wazów było to, że obudzili zmory, które z czasem udusiły Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Wazowie prowadzili wojny wojskami zaciężnymi i przeważnie na kredyt, co przynosiło fatalne skutki. Nawet po zwycięskiej bitwie nieopłacony żołnierz opuszczał szeregi: przykład – Kircholm, wojny z Moskwą 1609-12, Beresteczko. Mamy więc wielkie i niewykorzystane zwycięstwa. W latach 50 i 60 XVII wieku utrapieniem dla Rzeczpospolitej były konfederacje żołnierskie zawiązywane w celu wymuszenia na państwie zaległego żołdu. W roku 1661 tzw. Związek Święcony obliczył należność na 60 mln, przy budżecie państwa około 12-15 mln. Czekając na wypłaty należności, uzbrojone oddziały żywiły się własnym sumptem na koszt chłopów i mieszczan – to była ta pierwsza zmora. W pięć lat po elekcji Zygmunta III wyszły na jaw jego konszachty z Habsburgami w sprawie przekazania korony polskiej arcyksięciu Ernestowi, wskutek czego król stracił zaufanie poddanych. Wszelkie próby reform Rzeczpospolitej, nawet najbardziej potrzebne, spotykały się z podejrzeniem o dalsze frymaczenie koroną, albo były traktowane jako próba wprowadzenia władzy absolutnej, co dla rozmiłowanej w wolnościach obywatelskich szlachty było kamieniem obrazy i zaowocowało rokoszem Zebrzydowskiego. Całe szczęście, że król Zygmunt miał po swojej stronie znakomitych wodzów w osobach Jana Karola Chodkiewicza i Stanisława Żółkiewskiego, którzy pobili rokoszan pod Guzowem w lipcu 1607 r., dzięki czemu król wyszedł z opresji zwycięsko. Mniej szczęścia miał jego syn Jan Kazimierz, który nie mając potomka mogącego ubiegać się o polski tron, za namową swojej małżonki Ludwiki Marii dążył do elekcji vivente rege (za życia króla). W rachubę wchodził francuski książę Kondeusz, a nawet książę niemiecki pod warunkiem, że poślubi siostrzenicę królowej. Taka była cena polskiej korony. Na skutki nie trzeba było długo czekać. Jerzy Sebastian Lubomirski, bohater wojny ze Szwedami i pogromca Rakoczego stanął w obronie wolności szlacheckich, ogłaszając się ofiarą królewskiej niesprawiedliwości, gdy został skazany na banicję i infamię, podniósł rokosz, a stanąwszy na czele armii zwerbowanej przy pomocy finansowej Habsburgów, którzy nie chcieli widzieć Francuza na polskim tronie, rozbił pod Mątwami (13 lipca 1666 r.) wojska królewskie, zwerbowane za pieniądze francuskie. Rozbił to za mało powiedziane, ponieważ rokoszanie dokonali rzezi weteranów Czarnieckiego. Rokosz zakończył się ugodą, Lubomirski poszedł na wygnanie zaś Jan Kazimierz abdykował i po śmierci małżonki wyjechał do Francji, gdzie został opatem u benedyktynów. Pieniądze obcych państw zaczęły decydować o wyborze króla Polski, jak również o polskiej polityce – i to była następna zmora. Kończąc opowieści o Wazach, chociaż Jagiellonach po kądzieli, którzy dziedziczyli niechęć ku narodom, którym panowali, przytoczę opinię Pawła Jasienicy. „W epoce Wazów Rzeczpospolita dotknięta została rozkładem moralnym, który okazał się złem najstraszniejszym, bez porównania gorszym od wszystkich spustoszeń materialnych. Kto szanuje fakty i z nimi się liczy, ten powie, że inaczej być nie mogło. Trzej kolejni władcy Rzeczpospolitej zdradzali ją – niekiedy politycznie, moralnie bez przerwy”. Ten rozkład wydał owoce w postaci anarchii, rządów oligarchii magnackiej, chyba najgroźniejszej zmory, tej, która doprowadziła Rzeczpospolitą do tragicznego finału w roku 1795.
Stanisław Łukasik
Pozostałe felietony Stanisława Łukasika >TUTAJ<