Szli krzycząc: „Polska! Polska!” – wtem jednego razu
Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu;
Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna,
Szli dalej krzycząc: „Boże! ojczyzna! Ojczyzna”.
Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka,
Spojrzał na te krzyczące i zapytał: „Jaka?”
(Juliusz Słowacki)
Naczelnik Piłsudski, wielbiciel poezji Słowackiego, dał szybką odpowiedź odnośnie ustroju – republika demokratyczna w której wszyscy obywatele będą równi wobec prawa, a władza będzie wybierana na drodze powszechnych wyborów. Urzeczywistnił to rząd Jędrzeja Moraczewskiego dodając jeszcze zabezpieczenia socjalne w postaci wolnych związków zawodowych, ośmiogodzinnego dnia pracy i ubezpieczeń. Dla milionów chłopów zapowiedziana reforma rolna drogą przymusowej parcelacji majątków obszarniczych– bardzo radykalna, uchwalona przez sejm, gdy Tuchaczewski kołatał do bram Warszawy i zmieniona na znacznie korzystniejszą dla ziemian w roku 1925, gdy niebezpieczeństwo minęło. W traktowaniu chłopa coś zostało z „dawnego Polaka”. Czas rozbiorów to wcale nie była hibernacja, a podczas tych dziesięcioleci zmagań z zaborcami budziła się świadomość narodowa i klasowa. Budziło się społeczeństwo obywatelskie obejmujące wszystkie warstwy społeczne, które zdało egzamin w pierwszych dniach wolności. Prawie 100-tysięczna armia ochotnicza, która własnymi piersiami zasłoniła Warszawę w sierpniu 1920 roku, to jeden z efektów powstania społeczeństwa obywatelskiego. Dla przypomnienia – pierwsze polskie formacje zbrojne walczące z Ukraińcami o Lwów, odpierające Sowietów na Litwie i Białorusi zimą 1919 roku, jak również powstańcy wielkopolscy, tworzyli ochotnicy, czyli według Krasickiego – „umysły poczciwe”. W roku dwudziestym gro sił pochodziło z powszechnego poboru uchwalonego przez pierwszy sejm, ale sto tysięcy walecznych ochotników pod Warszawą to byli ludzie, których nie obejmował powszechny obowiązek służby wojskowej, szczególnie młodzież szkolna i akademicka. Nie było już powrotu do Rzeczpospolitej szlacheckiej, do złotej wolności, do liberum veto, do oligarchii magnackich, do frymarczenia polska koroną. Na drugie pytanie unoszące się znad Mojżeszowego krzaka „Chcesz Ty, ja widzę, być dawnym Polakiem” – padła odpowiedź – „nie!” Ta odpowiedź została również zapisana w 96 art. Konstytucji marcowej z 1921 roku „Wszyscy obywatele są równi wobec prawa. Urzędy publiczne są w równej mierze dla wszystkich dostępne na warunkach, prawem przepisanych. Rzeczpospolita Polska nie uznaje przywilejów rodowych ani stanowych, jak również żadnych herbów, tytułów rodowych i innych z wyjątkiem naukowych, urzędowych i zawodowych. Obywatelowi Rzeczypospolitej nie wolno przyjmować bez zezwolenia Prezydenta Rzeczypospolitej tytułów ani orderów cudzoziemskich”. A pamiętasz to czytelniku dawne prawa ? Urzędy i dostojeństwa tylko dla szlachetnie urodzonych, a pamiętasz wyznanie księdza Franciszka Salezego Jezierskiego – „Wierzę i wyznaję wolność stanu szlacheckiego w Polsce, stworzycielkę nierządu, ucisku, ohydy, która wyzuła chłopów z praw człowieka, a mieszczanina z praw obywatela… Wierzę w przekupienie senatu i posłów;… Wierzę w odpuszczenie krzywoprzysięstwa i zdrady…”, zapisane w „Katechizmie o tajemnicach rządu polskiego”. Jaśnie panowie przyjmujący tytułu książęce czy hrabiowskie od obcych monarchów otrzymywali je w zamian za usługi, często na szkodę Rzeczpospolitej, albo kupowali za walutę i nie prosili króla Polski o zezwolenie. Działo się to w czasach, gdy bardzo popularnym było hasło o równości na zagrodzie. Znowu przyjdzie odnotować, że coś jednak zostało z dawnego Polaka. Wystarczy, że ktoś był marszałkiem seniorem sejmu, czyli marszałkował na jednym posiedzeniu sejmu i do śmierci „opiniotwórczy dziennikarze” będą go tytułować Panem Marszałkiem, że o premierach, ministrach albo nawet burmistrzach nie wspomnę. Tak bardzo chcemy to piórko sobie przypiąć, albo też innym, nawet gdy ci inni tego bardzo nie chcą.
Stanisław Łukasik
PS
Ustawa z 1920 roku przewidywała parcelację przymusową majątków ziemskich i przekazywanie ziemi chłopom za połowę ceny rynkowej. Przeszkodą w jej realizacji stał się zapis w konstytucji z 1921 roku o nienaruszalności własności.
Na wniosek rządu premiera Władysława Grabskiego 28 grudnia 1925 roku, sejm uchwalił ustawę o reformie rolnej. Umożliwiała ona chłopom nabywanie ziemi dzięki kredytom od państwa, a właścicielom parcelowanych majątków gwarantowała zapłatę po cenach rynkowych.
Taka drobna różnica – tę cenę rynkową płacił chłop, a wszystko na podstawie art. 99 Konstytucji z 1921 roku o uszanowaniu prawa własności.
Szlachta posiadała ziemię na prawie rycerskim z czego wynikał obowiązek udziału w wyprawach wojennych w ramach pospolitego ruszenia. Od 1672 roku pospolitego ruszenia nie zwoływano, ale prawo do posiadania ziemi zostało. Od 1919 roku obowiązywał powszechny obowiązek służby wojskowej, ale już bez prawa do własności ziemskiej – chcesz, to sobie kup po cenach rynkowych.
Pozostałe felietony Stanisława Łukasika >TUTAJ<