Demokracja po polsku

Dla jasności wykładu spróbujmy wyjaśnić pojęcie „demokracja”. Każdy wie, że określenie pochodzi z greckiego i tłumaczy się jako „władza ludu”. Starsi pamiętają, że żyliśmy w systemie demokracji ludowej. Ot taki dziwoląg – „władza ludu ludowa”. Pamiętamy również, „demokrację socjalistyczną”, ale to tylko uczeni w piśmie marksiści potrafią wytłumaczyć. W każdym systemie demokratycznym demos, czyli lud sprawujący władzę, podlegał pewnym ograniczeniom. Dzisiaj jest to cenzus wieku, czyli każdy osiemnastolatek jaszcze zanim wytrzeźwieje po zakrapianej „osiemnastce”, już nabył pełnię praw obywatelskich, w tym pełne czynne prawo wyborcze i może wybierać posłów, senatorów, a nawet samego prezydenta. W demokracjach starej daty, niemal do końca XIX wieku, spotykamy ograniczenia w postaci cenzusu majątkowego, gdzie pełnię praw politycznych posiadali właściciele nieruchomości, bądź płacący określonej wysokości podatki. W Polsce prawa obywatelskie od XV w. posiadali mężczyźni pochodzenia szlacheckiego, dlatego określamy nasz ustrój mianem „demokracji szlacheckiej” i pisząc o obywatelach, mam na uwadze tylko i wyłącznie szlachtę, a ta stanowiła około 10% populacji. Polska Piastowska była monarchią patrymonialną, tzn., panujący traktował państwo jak swoją własność. Dochodzenie szlachty do uzyskania pełni praw obywatelskich trwało ponad 100 lat. Drogę otworzył Ludwik Andegaweńczyk, siostrzeniec Kazimierza Wielkiego, który – na mocy układów z wujem – odziedziczył polski tron. Ponieważ nie miał męskiego potomka, a polskie prawo dopuszczało dziedziczenie tronu tylko w linii męskiej, za zgodę na koronę dla jednej ze swoich córek zapłacił szlachcie przywilejem wydanym w Koszycach. I tak to się zaczęło. Tron Polski z dziedzicznego stał się elekcyjnym i Jagiełło, za zgodę na następstwo tronu dla swojego syna, wydał przywilej gwarantujący szlachcie nietykalność osobistą (neminem captivabimus nisi iure victum – nikogo nie uwięzimy bez wyroku sądowego). Wcześniej zagwarantował nietykalność dóbr. Jak się do tego mają prawa państw europejskich? Król Francji dla niepokornych, nieprawomyślnych itp. miał Bastylię, królowie Anglii, Tower of London, a car Iwan Groźny „opryczników”, czyli takie XVI-wieczne NKWD.
Gdy monarchowie państw europejskich przejmowali władzę absolutną, Ludwik XIV, Król Słońce, mógł zgodnie z prawdą powiedzieć: „Państwo to ja”, polska szlachta budowała państwo demokracji szlacheckiej. Od przywilejów nieszawskich z 1454 roku o najważniejszych sprawach państwowych, podatkach, zwołaniu pospolitego ruszenia, czyli wojnie i pokoju decydować miały sejmiki ziemskie, czyli zjazdy szlachty z danej ziemi (czytaj powiatu czy województwa). Była to wręcz ateńska forma demokracji bezpośredniej. Od 1493 roku na sejmikach wybierano posłów na sejm walny (demokracja pośrednia), składający się z trzech sejmujących stanów, czyli króla, senatu i izby poselskiej. Jedynie sejm walny mógł stanowić nowe prawa, co określała konstytucja „nihil novi” z 1505 roku. Zaznaczmy jeszcze, że uchwały sejmu zapadały jednomyślnie (wyobraźmy sobie taką zasadę w dzisiejszym sejmie), ponadto musiały uzyskać akceptację sejmików ziemskich. Jeżeli do tego dodamy, że posłowie otrzymywali tzw. instrukcje poselskie, czyli dyrektywy odnośnie stanowiska w sprawach będących przedmiotem obrad sejmu walnego, to łatwo zrozumieć, że dochodzenie do konsensusu graniczyło z cudem.
Sejm walny, ordynaryjny zwoływano co dwa lata, a obrady trwały przez sześć tygodni, podczas których trzeba było posłów „ucierać”, aby jednomyślnie podjąć uchwały, które mogły zadowolić przedstawicieli, dajmy na to z Wielkopolski i Podola. Pamiętajmy również, że poseł był zobowiązany do złożenia relacji panom braciom, czyli swoim wyborcom, z wykonania instrukcji. Oj bywało, że na takich sejmikach szable szły w ruch, chociaż miejscami obrad w zasadzie były kościoły. Trudno sobie wyobrazić, ale to funkcjonowało i to całkiem nieźle przez ponad 150 lat. (c.d.n.)


Stanisław Łukasik