Gdy wiosną 1654 roku, car Aleksy Michajłowicz, drugi z Romanowów na moskiewskim tronie, atakując Litwę, zaczął realizować program Iwana Kalit, kniazia moskiewskiego z XIV wieku, czyli zaczął zbierać ruską ziemię, wojsko koronne rozpoczęło ekspedycję karną na Ukrainę. Celem było posianie popłochu i przeciągnięcie Kozaków niechętnych carowi na stronę Polski. Rzezie jakich polskie wojsko dokonało podczas tej wyprawy, przyniosło skutek odwrotny od zamierzonego. W zdobywanych miastach wycinano w pień zarówno uzbrojonych buntowników, jak i ludność cywilną, bez względu na wiek i płeć. Żołnierzom polskim ramiona mdlały od rzeźnickiej roboty. Pacyfikacje wzmacniały ściegi świeżo zadzierzgnięte w Perejesławiu. Kreml narzucał swoje porządki, lecz mordowania Kozaków na razie nie nakazywał – za Jasienicą. W październiku ruszyła przeciwko Chmielnickiemu, wzmocnionemu przez wojska rosyjskie pod kniaziem Szeremietiewem, nowa wyprawa wojsk koronnych prowadzona przez hetmanów Stanisława Potockiego, Stanisława Lanckorońskiego i Stefana Czarnieckiego w towarzystwie ordy. Hetman kozacki wcale nie zdziwił się widząc u boku wojsk polskich Tatarów, dawnych swoich sojuszników, dzięki którym odnosił pierwsze zwycięstwa nad Lachami, byli przecież sojusznikami „obrotowymi”. Znał ordyńców, więc przyciśnięty przez wojska koronne pod Ochmatowem, wykorzystał to. Ku zdziwieniu Polaków nagle Tatarzy odeszli z pola bitwy, powołując się na jakieś swoje święto, albo na konieczność szukania pożywienia i paszy, a tak naprawdę podkupieniu przez Chmielnickiego, dzięki czemu Kozacy i Rosjanie uniknęli pogromu. „By nam byli choć zwykłym hałakowaniem swoim pomogli, pewnie byśmy byli na wieczny czas Ukrainę uspokoili” – żalił się Stefan Czarniecki. Po tym, niby zwycięstwie ochmatowskim, wojsko polskie opuściło Ukrainę, więc Chmielnicki wspierany przez Rosjan ruszył na zachód i ponownie stanął pod Lwowem. Mieszczanie lwowscy i załoga wojskowa pod dowództwem Krzysztofa Grodzickiego nie zamierzała się poddać. Na żądanie Rosjan, aby złożyli przysięgę na wierność carowi odpowiadali: „…że na imię cara moskiewskiego przysięgi nie złożymy, ani miasta nie poddamy, bo dochowujemy wierności dla najjaśniejszego Jana Kazimierza” – Rawita Gawroński. Był to pierwszy i nieudany zamach Moskwy na „zawsze wierny” Lwów (semper fidelis). Chmielnicki wcale nie rwał się do zdobywania miasta dla cara Aleksego. Wprawdzie miasto było ostrzeliwane, ale jednocześnie prowadzono rozmowy, a na wiadomość, że Ukrainę znowu najechali Tatarzy, w charakterze polskich sojuszników, zwinął oblężenie, zadowalając się niewielkim okupem, znacznie mniejszym niż przed siedmiu laty. Nawiasem mówiąc, niezbyt długo cieszył się tym okupem jak i skarbami zdobytymi przez Daniłkę Wyhowskiego, który w międzyczasie złupił Wołyń i Lublin. Wszystko musieli oddać Tatarom, którzy ich ogarnęli pod Jeziorną koło Tarnopola, a przy okazji chan wymusił na Kozakach odstąpienie od cara i przysięgę wierności Janowi Kazimierzowi. Chmielnicki z łatwością zawierał ugody i składał przysięgi, szczególnie przymuszony i z równą łatwością je łamał przy najbliższej okazji. Nie zważając na ugodę perejesławską szukał kontaktów z wrogą Rosji Szwecją. Ukoronowaniem tej polityki był układ w Radnot (Siedmiogród) w grudniu 1656 roku dzielący Rzeczpospolitą między Szwecję, Brandenburgię, Siedmiogród Rakoczego, księcia Bogusława Radziwiłła, przyznający całą Ukrainę Chmielnickiemu. Najazd szwedzki na Polskę skłonił cara do wstrzymania zwycięskiego pochodu do Wisły, a nawet do podjęcia rozmów z Polską w sprawie zawarcia pokoju i wspólnego ataku na Szweda. Do oficjalnego zawarcia pokoju nie doszło, ale Rosjanie we własnym interesie zaatakowali szwedzkie Inflanty. Szczęście nie trwało długo bo już w następnym roku karta się odwróciła. Lubomirski z Czarnieckim porazili Rakoczego, Dania wystąpiła przeciwko Karolowi Gustawowi, Austria przysłała posiłki Polsce, a Fryderyk Wilhelm, elektor brandenburski zarabiający na miano Wielkiego Elektora, zmienił front i za cenę zrzeczenia się przez Polskę zwierzchności nad Prusami Książęcymi, przeszedł na stronę Polski. Chmielnicki został sam, świadomy klęski swoich ambicji, widząc jak Tatarzy i Moskale plądrują Ukrainę, doznał wylewu i zmarł 8 sierpnia 1657 r. Po dziewięciu latach pożogi na Kresach Rzeczpospolitej, nie zbudował państwa niepodległego, ale własny naród rzucił w objęcia anarchii, a Ukraina stała się przedmiotem w rozgrywkach sąsiadów. Jak dla patrona niepodległej Ukrainy to niezbyt pozytywna metryczka. „Kozaczyzna dźwignięta jego obrotnością i energią na szczyt potęgi, poszukiwana dopiero co zewsząd jako sojuszniczka stoczyła się szybko na poziom bezgłowego żywiołu, niezdolnego do niepodległej egzystencji” – pisał prof. Władysław Konopczyński. Opamiętanie przyszło za późno.
cdn.
Stanisław Łukasik
Pozostałe felietony Stanisława Łukasika >TUTAJ<