Demokracja bezpośrednia sprawdzała się w starożytnych Atenach, ale już nie bardzo w tak rozległym państwie jak Polska w XV wieku (od Podola po Bałtyk), z otwartymi konfliktami na wszystkich granicach. Nic dziwnego, że sejmiki ziemskie, postrzegały interes państwa przez pryzmat interesów lokalnych, przeto trudno było dojść do jednakiej powszechnej uchwały. Koniecznem stało się powołanie jakiegoś organu, który byłby reprezentantem całego państwa, a jednocześnie strzegł interesów prowincjonalnych.
„Sejm walny miał zwolenników i przeciwników. Jedni upatrywali w nim rękojmię, że ziemia, czy województwo, podda się przez to łatwiej interesowi całego państwa, że wyrobi się na sejmach walnych zmysł polityczny państwowy. Inni jednak upatrywali w sejmach walnych niebezpieczeństwo dla swobód obywatelskich; bali się, że posłowie, oddaleni od współobywateli, a zbliżeni natomiast do króla i dostojników, będą nazbyt podlegać i ulegać ich wpływom, i że zwabieni łaską dworu, przystaną na wszystkie żądania królewskie”– Feliks Koneczny, rok 1903.
O tym, że władza demoralizuje wiedzieli politycy w XV wieku, starożytni pewnie też. Tak oto, pod koniec XV wieku, powstał sejm walny, składający się z trzech stanów sejmujących, czyli izby poselskiej, senatu i króla. Izbę poselską tworzyli posłowie wybierani na sejmikach (po dwóch posłów z powiatu), w skład izby senatorskiej wchodzili z urzędu ministrowie (kanclerze, marszałkowie), wojewodowie, kasztelanowie i biskupi, mianowani przez króla. Król stanowił odrębny stan sejmujący. Posłowie wybrani przez sejmiki otrzymywali od swoich wyborców instrukcje zobowiązujące ich, nieraz pod przysięgą, do takiego, a nie innego stanowiska w sprawach będących przedmiotem obrad. Po powrocie z obrad sejmu walnego stawał taki poseł przed wyborcami na sejmiku relacyjnym i gęsto musiał się tłumaczyć, jeżeli przywiózł uchwały niezgodne z instrukcjami. Jeżeli udowodnił, jak bardzo protestował, jak był wręcz zniewolony do wyrażenia zgody wbrew woli panów braci, mógł się wybronić przed gniewem suwerena – w innym przypadku mogło się skończyć nawet tragicznie.
Dla ważności uchwały konieczna była zgoda wszystkich stanów. Uchwały (konstytucje) sejmowe przyjęte za zgodą wszystkich stanów sejmujących nabierały mocy prawnej po zatwierdzeniu przez sejmiki ziemskie. Znowu jednomyślność! Nasi przodkowie wychodzili z założenia, wyrażając stanowisko mocno złośliwie, iż nie można pozwolić, by głupia większość rządziła mądrą mniejszością. Zasada, że większość ma zawsze rację, jest podstawą ustrojów demokratycznych w XX wieku, przy powszechnym prawie wyborczym.
Król miał obowiązek zwoływać sejm walny zwyczajny co dwa lata na sześciotygodniowe obrady, a w razie konieczności – sejm nadzwyczajny. Sejm walny posiadał prawo inicjatywy ustawodawczej, mógł przedstawiać propozycje nowych praw i nie był ograniczony do roli recenzenta pomysłów władcy. Wreszcie wybór króla w wyborach powszechnych, gdzie każdy szlachcic miał prawo przyjechać na pole elekcyjne i dać kreskę jednemu z kandydatów na najjaśniejszego pana Najjaśniejszej Rzeczpospolitej.
We Francji Jean Bodin propagował teorię absolutyzmu, stawiającą króla ponad wszelkim prawem z władzą ograniczoną jedynie przez prawo boskie. Teorię tę bardzo skrupulatnie zaczęli wcielać w życie królowie Francji, Anglii i innych państw europejskich. Wprawdzie istniały organy przedstawicielskie, ale z głosem doradczym, bez inicjatywy ustawodawczej, a zwoływane były według woli monarchy.
W XVI w. poziomem wolności obywatelskich, zaangażowaniem obywateli w sprawy państwa, Rzeczpospolita wyraźnie przodowała wśród państw europejskich. Poziomem życia codziennego nasz chłop też nie ustępował francuskiemu czy niemieckiemu. Dzisiaj brzmi to jak bajka, ale tak było. Było tak dobrze, a skończyło się tragedią. Odpowiedzi na pytanie: Dlaczego? – szukam od lat i do szukania zachęcam.