Polska państwem bez stosów, które uniknęło wojny domowej na tle religijnym, dało przykład Europie, że można różnić się w wierze i żyć pod jednym dachem, w jednym mieście i państwie. Tak było w XVI wieku, gdy protestanci byli dość licznie reprezentowani w polskim sejmie. Katolicyzm był wyznaniem panującym, obowiązywały edykty Zygmunta Starego, grożące karą śmierci za szerzenie nowinek religijnych, a mimo to katolicka większość wybierała posłów również spośród heretyków. Dzisiaj trudno uwierzyć, że o wyborze posła decydowały walory kandydata i nie obowiązywała dyscyplina wyznaniowa, a na pojęcie twardych elektoratów, trzeba było czekać kilka wieków.
W 1768 roku Rosja i Prusy zmusiły polski sejm do przyznania innowiercom pełni praw politycznych. Już ten fakt niech świadczy o zupełnym upadku polskiej suwerenności, o spadku pozycji Rzeczpospolitej do roli „obiektu” w polityce europejskiej. To nie tragedie prześladowanych innowierców, a następna okazja do „ustawiania” Polski, do ingerowania w polskie sprawy wewnętrzne, w obronie „prześladowanych” dysydentów. Takie były czasy, że apostazja, ateizm, były zagrożone karą.
Skutki kontrreformacji w Rzeczpospolitej pokazują mapy przedstawiające sytuację wyznaniową w roku 1573 i 1750. Na jednej zaznaczono obszary wyznań innych niż katolickie, gdzie widzimy dużą część Małopolski, od Krakowa przez Sandomierz, Lublin, po Podlasie i dużą enklawę na Litwie, z przewagą religii kalwińskiej i arian, Braci Polskich. W miastach Prus Królewskich (Pomorze Gdańskie) były silne ośrodki luterańskie. Całą Ukrainę i Białoruś zasiedlali prawosławni. Druga mapa pokazuje, że utrzymał się luteranizm w miastach pruskich (duży odsetek ludności niemieckiej), po arianach czy kalwinistach nie ma śladu, a miejsce prawosławia zajął Kościół unicki, greckokatolicki. Takie są fakty, z map można wyczytać zwycięstwo kontrreformacji w Polsce. Nie przemoc, ani zakazy prawne, przyczyniły się do tego zwycięstwa.
Nie było w Polsce „dragonad”, jakie francuskim hugenotom urządził Ludwik XIV, czy Piotr I rosyjskim starowiercom. Protestanci wcale nie rzadziej omijali piąte przykazanie, o czym przekonali się katolicy w Anglii z czasów Henryka VIII, w Irlandii podczas rewolucji Cromwella, czy też w Szwecji. W Rzeczpospolitej innowiercy również odczuwali presję religii panującej. Pogromy Żydów i protestantów również się zdarzały, ale były dziełem żaków, często tzw. „elementu” – jak byśmy to dzisiaj nazwali – a nie władzy państwowej, sił porządkowych, czy wojska. Jedynie arian w1658 wypędzono z Rzeczpospolitej na mocy aktu prawnego i to pod pretekstem współpracy ze Szwedami w czasie „potopu”. Radziwiłłowie, a nawet Jan Sobieski, też współpracowali i krzywda ich nie spotkała.
Bracia Polscy byli zbyt radykalni, zarówno religijnie, jak i społecznie i stąd ich nieszczęścia. Na zwycięstwo kontrreformacji w Polsce złożyło się wiele czynników, ale najistotniejszym wydaje się działalność Jezuitów. To ten zakon zdominował edukację w całej Rzeczpospolitej na wszystkich poziomach. W konwiktach jezuickich kształtowano postawy, osobowości młodzieży szlacheckiej, przyszłych posłów i senatorów. Jezuici byli powiernikami, doradcami, spowiednikami miłościwie panujących, jaśnie oświeconych, a na dworach szlacheckich i w zaściankach, pracowali bernardyni i inne zakony żebracze.
Dochodzenie do stanu, jedno państwo, jedna religia trwało dwieście lat. Nazwijmy to „polską drogą do jedności”. Milowym krokiem na tej drodze jest ciągle stosowana zasada przez dysponentów majątku publicznego, czyli prominentne stanowiska, onegdaj starostwa, urzędy, dzisiaj zarządy i rady nadzorcze spółek skarbu państwa – dla swoich. Znamy to z PRL: „dobry fachowiec, ale bezpartyjny”, dzisiaj stosowana równie skutecznie. W dawnych wiekach brzmiało to nieco inaczej: „zacny człowiek, ale nie katolik”. To już starożytni wiedzieli, że kupić można każdego. Prawna zasada tolerancji religijnej została jednak zachowana do końca i każdy nowo obrany król, pod przysięgą był zobowiązany do jej przestrzegania. Żadne kalumnie, jakie w Polaków ciskano w połowie XVIII wieku, tego nie zmienią. Dobrze by było gdybyśmy sami o tym chcieli pamiętać.