Nawiązując do ostatniej gawędy, warto poświęcić kilka chwil na przypomnienie podstawowych, wiadomości o rewolucji husyckiej. Sięgnijmy do źródeł, a te znajdujemy w Anglii, w naukach popularnego tam w drugiej połowie XIV wieku teologa – Jana Wiklefa, który domagał się swobodnego głoszenia biblii i liturgii w języku narodowym, a od stanu duchownego – życia w ubóstwie, bo tylko biedni będą podobni apostołom. Kościół instytucjonalny uznawał za synagogę szatana, a papieża za Antychrysta. Potępiał celibat, odmawiał prawa grzesznym kapłanom do sprawowania sakramentów i domagał się komunii pod dwiema postaciami. Zafascynowany naukami angielskiego reformatora, okazał się Jan Hus, teolog i rektor uniwersytetu w Pradze. Próbował nauki Wiklefa przełożyć na grunt czeski, głosząc kazania w kaplicy betlejemskiej, w której można było głosić tylko po czesku z wyłączeniem łaciny i języka niemieckiego. Można się domyślić, jak Czesi mieli dość stuletniego panowania niemieckiej dynastii, niemieckiego patrycjatu miejskiego i niemieckich hierarchów Kościoła. Pismo Święte uznawał za jedyny autorytatywny wykładnik wiary i wobec tego zainicjował jego przekład na język czeski. Występował przeciwko świeckiej władzy papieży. Potępiał kupczenie odpustami, przeżarte zepsuciem duchowieństwo, co rychło doprowadziło do konfliktu z hierarchią kościelną. Ciekawość może budzić fakt, jakim to sposobem – w dobie przedinternetowej, przedtelefonicznej, a nawet przed zastosowaniem wynalazku Jana Gutenberga, nauki Wiklefa dotarły nad Wełtawę. Otóż stało się to za sprawą małżeństwa Anny Czeskiej – która była córką króla czeskiego i cesarza niemieckiego Karola IV i prawnuczką Kazimierza Wielkiego – z królem Anglii Ryszardem II w roku 1383. Ten związek otworzył przed kupcami angielskimi rynek czeski, a Czechom dał możliwość studiowania na uniwersytetach angielskich, a to były główne kanały przepływu informacji w wiekach średnich. Jan Hus, zajmując się przez lata badaniem cudów stwierdził, że większość cudów to mistyfikacje, a źródła prawdziwej wiary należy upatrywać tylko w Biblii. Jawna krytyka praktycznych posunięć Kościoła katolickiego przynosiła mu coraz większą liczbę przeciwników. Czy ta krytyka była zasadna? Wielu historyków uważa, że wiek XIV rozpoczyna najciemniejszą kartę Kościoła. W czasie, gdy praski kaznodzieja głosił kazania w kaplicy betlejemskiej nawołujące do reformy Kościoła, za następców św. Piotra uważało się trzech papieży urzędujących w Awinionie, w Rzymie i Pizie. Dla zażegnania schizmy w Kościele katolickim Zygmunt Luksemburski, król Niemiec (jeszcze nie cesarz) doprowadził do zwołania soboru powszechnego w Konstancji w roku 1414. Jan Hus został zaproszony do udziału w soborze, na którym miał przedstawić swoje poglądy. Zaopatrzony w królewski glejt bezpieczeństwa udał się do Konstancji wierząc, że uda mu się przekonać uczestników soboru do swojej koncepcji reformy Kościoła. Potraktowano go jednak, jako heretyka i aresztowano, a następnie powołano specjalną komisję prowadzącą proces, która nakazała mu potępienie 30 tez z jego traktatu „De ecclesia” uznanych za heretyckie. Odmowa sprawiła, że sobór uznał go za zwolennika potępionych poglądów Wiklefa i skazał na śmierć na stosie. Wyrok wykonano 6 VII 1415 r. Obecnie większość badaczy umieszcza Husa w gronie średniowiecznych reformatorów, wskazując, że trafnie diagnozował źródła kryzysu i bezkompromisowo napiętnował zaniedbania duchowieństwa. Swoistym paradoksem jest, że Jan Hus, wołający o reformę Kościoła, został potępiony jako heretyk decyzją soboru, który zebrał się, aby przeprowadzić gruntowną jego reformę i zakończyć trwająca kilkadziesiąt lat schizmę. O skutkach tego wyroku za tydzień.
Stanisław Łukasik
Pozostałe felietony Stanisława Łukasika >TUTAJ<