Rosyjsko-polska wojna na gesty, wojna na słowa, trwa już kilka lat, a ostatnio po wypowiedziach prezydenta Władimira Władimirowicza oskarżającego Polskę i polskich polityków II Rzeczpospolitej o współpracę z Hitlerem i współudział w rozpętaniu II wojny, rozgorzała na całego. Jako przykład współpracy polsko-niemieckiej wskazuje współudział Polski w rozbiorze Czechosłowacji na początku października 1938 roku. Zasadniczo – łgarstwo, ale porozmawiać nie zaszkodzi. Główny rozgrywający po stronie rosyjskiej nie przebiera w słowach stwierdzając, że Związek Sowiecki we wrześniu 1939 roku, nic Polsce nie zabrał. A to zupełne łgarstwo i nie ma o czym rozmawiać. W wojnie tej po stronie polskiej udział biorą politycy z górnej półki i wszystkie media, a dzisiaj nawet sejm przyjął uchwałę potępiającą prowokacyjne i niezgodne z prawdą wystąpienia najwyższych władz Federacji Rosyjskiej. Ja zatrzymam się na wystąpieniu telewizyjnym wiceministra MSZ Marcina Przydacza. Tenże wielce uczony polityk pozwolił sobie na stwierdzenie iż główną przyczyną wybuchu II wojny był układ Ribbentrop-Mołotow, bez tego układu nie byłoby holokaustu, wielomilionowych ofiar i w ogóle nie byłoby II wojny. Zasadniczo prawda, ale również warto porozmawiać, a trzeba się śpieszyć, bo lada chwila sejm może przyjąć ustawę określającą „jedynie słuszną i prawdziwą” wykładnię historyczną i wszelkie odchylenia będą karane z całą surowością prawa. Władza nie chce pozostawić „kaście historyków” poznawania i opisywania tego co było i minęło. Taką polityką historyczną znamy z czasów PRL, a nie jest tajemnicą, że od czasów starożytnego Egiptu każda władza troszczyła się o „właściwą” interpretację historii, a totalitarna i autorytarna ma w tym szczególne osiągnięcia.
O tym, że Polska i Polacy od zawsze byli tolerancyjni zarówno w sprawach religijnych jak i w stosunku do innych nacji uczyli i nadal uczą w szkołach. Państwo bez stosów dla heretyków, bez niewolnictwa i eksterminacji innych nacji jest powodem do dumy z naszych przodków. Zasadniczo-prawda, ale poznając historię mamy obowiązek krytycznego traktowania źródeł, czyli warto porozmawiać. Lukrowanie przeszłości zostawmy politykom uprawiającym „politykę historyczną” i zaciemniającym rzeczywiste obrazy przeszłości, udającym święte oburzenie gdy przeszłość, szczególnie niedawna stuka nam do drzwi i żąda rozliczeń. Zasygnalizuję tylko, że problem dotyczy relacji polsko-ukraińskich i polsko-żydowskich. W tym drugim przypadku Polska jako państwo, jak również wszyscy Polacy, możemy się zderzyć z przysłowiową „górą lodową”. Jak twierdzi Tomasz Budzyński w książce „Powrót do Jedwabnego”, czeka nas prawdziwe tsunami, a to za sprawą rozliczeń za holokaust i w związku z ustawą 447, a to nie przelewki. Nasi rządzący niby to lekceważą, zamierzają przyjąć ustawę, że nikomu nic nie jesteśmy winni i nie będziemy płacić. To się jeszcze okaże. O możliwościach żydowskich księgowych i egzekutorów przekonały się już szwajcarskie banki i niemieckie koncerny, a przyszłe forum w Jerozolimie i prawo dostępu do mikrofonu dla polskiego prezydenta jest wielce wymowne. O tym chce gawędzić stary bakałarz Stanisław Łukasik